Tony żelastwa, hektolitry paliwa, kurz i drżąca pod gąsienicami ziemia. Po raz 12. miłośnicy militariów, pasjonaci historii i właściciele pojazdów wojskowych wskrzesili garnizonową przeszłość Bornego Sulinowa.
Do miasteczka zjechało się blisko pół tysiąca maszyn z Polski i Europy. Rodzynkami wartymi obejrzenia były haubica samobieżna R109, rosomak czy czołg pływający PT 91, ale nie brakowało innych budzących podziw wehikułów. Szansa zobaczenia ich z bardzo bliska ściągnęła do obozowiska na poligonie tłumy ciekawskich. Ostrzał na szczęście prowadzony był wyłącznie z migawek aparatów fotograficznych. – Biorę udział w wielu imprezach tego typu w całej Polsce i nie mam wątpliwości, że ta jest największa – zapewnia Piotr „Kruszyna” Kaźmierczak, specjalista od pojazdów opancerzonych. – Każda z kolejnych edycji jest kamieniem milowym do rozsławienia tej gminy, schowanej gdzieś między lasami i jeziorami, powstałej w zasadzie z niczego. To jest hit reklamowy tego miejsca – dodaje. Bez wątpienia hitem zlotu jest możliwość przekonania się, jak smakuje jazda ciężkim sprzętem. Na tankodromie z kurzawy i chmur spalin co chwila wyłaniała się jakaś maszyna, podskakując na wertepach i z rykiem walcząc na podjazdach. – Z jednej strony przyciągnęło mnie tu właśnie to, a z drugiej – aura samej lokalizacji: do niedawna miasta widma – mówi Irek Wronowicz, który razem z żoną i dwoma synami przyjechał na zlot z Wielkopolski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.