Rozmowa z Markiem Kamińskim, który wziął udział w spotkaniu z cyklu "Gość na Plus" w Koszalinie.
W kontekście ostatniej wyprawy z Kaliningradu do Santiago de Compostela, o tym, dlaczego w czasie drogi modlił się na różańcu, na czym polega pustka medytacji zen, dlaczego Europa traci tożsamość, co oznacza mądra porażka i głupi sukces oraz dlaczego w życiu postanowił przesiąść się z fotela kierowcy na fotel pasażera z Markiem Kamińskim rozmawiają: Alicja Górska - Radio Plus i ks. Wojciech Parfianowicz - "Gość Niedzielny".
Ks. Wojciech Parfianowicz: Zawsze mówił Pan, że fascynowali Pana wielcy podróżnicy, ale nigdy nie chciał ich Pan kopiować. Pańskie wyprawy zawsze miały w sobie coś "nowego", były zdobywaniem czegoś "na nowo". Tym razem wybrał się Pan na Camino, drogę wydeptaną od wieków przez niezliczone rzesze ludzi. Co Pan chciał zdobyć tym razem? Dlaczego Pan poszedł?
Marek Kamiński: - Na tej drodze każdy czegoś szuka, ja też, choć do końca nie wiem, czego szukałem i dlaczego się tam wybrałem. Wiedziałem, że chcę przejść tę drogę, właśnie dlatego, że przeszło ją już tak wielu ludzi. Ta droga ma moc, która przyciąga. Myślę, że Camino to taki duchowy biegun Ziemi. Tak, jak jest biegun magnetyczny, którego siła powoduje, że igła kompasu obraca się w jego stronę, podobnie chyba jest z Camino. Kiedy się otworzymy na inną rzeczywistość, ta droga zaczyna nas przyciągać. Mogę więc chyba powiedzieć za innymi: "To ta droga mnie zawołała".
Alicja Górska: Na szlaku spotyka się dużo ludzi z całego świata. Czy spotkał Pan takie osoby, które zostawiły w Panu ślad?
- Spotkałem wiele takich osób. Dzięki nim reżyser filmu, który powstaje o tej wyprawie, zmienił jego tytuł. Pierwotnie miał on się nazywać po prostu "Pielgrzym" - taka poprawna nazwa, która naturalnie kojarzy się z Camino. Ale pod wpływem osób, które spotkaliśmy, film będzie się nazywał "Droga szaleńców". Trzeba to, oczywiście, właściwie rozumieć. Można być szalonym w dobrym sensie tego słowa. Są np. Boży szaleńcy albo szaleńcy, którzy podążają za swoją pasją. Kiedy myślę o Camino, chodzi mi właśnie o takie szaleństwo.
A.G.: Czy w czasie drogi spotkał Pan Boga?
- Bóg jest Tajemnicą, więc może to być moje subiektywne wrażenie, ale myślę, że nie raz spotkałem Boga na Camino. Myślę jednak, że Boga można spotkać wszędzie. Nie trzeba wyruszać w tę drogę.
W.P.: Ale czy przez te dni spędzone na Camino, zmieniło się Pana rozumienie tego, co to znaczy wierzyć w Boga?
- Ta droga wiele zmieniła w moim życiu. Zmieniła m.in. mój sposób funkcjonowania i postrzegania rzeczywistości. Na pewno odczułem bardziej, że nie da się wszystkiego ogarnąć rozumem i też nie o to w życiu chodzi, żeby wszystko wytłumaczyć, ująć w słowa. Ten świat jest dużo bogatszy niż nasz aparat pojęciowy i intelektualny, niezależnie od tego, jak głęboką wiedzę filozoficzną czy teologiczną byśmy posiadali. To nie jest tak, że doszedłem do Santiago i już wszystko się wydarzyło. Camino nie kończy się w Santiago. Dojście do katedry św. Jakuba jest początkiem czegoś nowego. Myślę więc, że moje patrzenie na Boga zmieniło się, ale jeśli miałbym powiedzieć, jak, to stał On się dla mnie jeszcze większą Tajemnicą.
W.P.: Podobno w czasie drogi odmawiał Pan Różaniec. Naprawdę Marek Kamiński odmawiał Różaniec?
- Tak, podczas drogi, od samego początku, starałem się przynajmniej raz albo dwa razy dziennie odmówić Różaniec. Pewnego dnia wydarzyło się coś dziwnego. Znajomy lekarz podsyłał mi czasem wiadomości o wspomnieniach świętych, które przypadały danego dnia. 14 maja napisał, że poprzedniego dnia było wspomnienie Matki Bożej Fatimskiej. Zapytał, czy odmawiam Różaniec, bo niedługo przekonam się, że to jest ważne. Tego samego dnia dołączyło się do mnie i do Janka, reżysera filmu o wyprawie, znajome małżeństwo z Bonn. Zaproponowali wspólny posiłek. Poprosiłem ich, aby to oni znaleźli jakieś miejsce. Znaleźli coś - jak to się mówi - "in the middle of nowhere", czyli na zupełnym pustkowiu. Kiedy jedliśmy, nagle zobaczyłem, że za nami jest kapliczka z Matką Boską Fatimską. Nigdy wcześniej nie spotkałem kapliczki z Matką Boską Fatimską przy drodze. W kościołach owszem, ale nigdy przy drodze. To było bardzo dziwne, że wszystko tak się złożyło. Wtedy tym bardziej gorliwie zaczęliśmy odmawiać Różaniec. Potem jeszcze spotkałem we Francji pewnego Krissa, który nauczył mnie Koronki do Bożego Miłosierdzia. Szliśmy pół nocy i on dokładnie nauczył mnie, jak odmawiać tę modlitwę.
A.G.: Czyli na Camino nauczył się Pan koronki?
- Tak.