Zamiast menzurek talerze, zamiast pipetek patyczki do uszu, zamiast chemicznych preparatów - mleko, ocet, skrobia, atrament. Bo to nie szkolna lekcja, tylko zabawa na świetlicy Caritas.
Dla wielu dzieci wyjazd na ferie w góry to najwyżej marzenie. Cieszą się, gdy w rodzinnym mieście mają możliwość spędzenia dwóch zimowych tygodni w atrakcyjny sposób. 48 dzieci ze świetlicy Caritas w Koszalinie na pewno nudzić się nie będzie.
Większość z nich to stali podopieczni placówki. Jednak, jak wyjaśnia opiekunka Anna Cherbetko, w typowym tygodniowym harmonogramie zajęć nie ma zbyt wiele czasu na czasochłonne warsztaty czy korzystanie z atrakcji na terenie miasta. Ferie to czas, kiedy można to nadrobić. Są więc wyjścia do kina, plastyczne i kulinarne lekcje w muzeum, zajęcia w sanepidzie, warsztaty informatyczne i dziennikarskie.
Jedną z pierwszych atrakcji było laboratorium chemiczne. Anna Skubała, doktorantka z Politechniki Koszalińskiej, przygotowała półtoragodzinny program zabaw z chemią. Cieszy się, że może podzielić się swoją pasją z dziećmi z ubogich rodzin. - To dla mnie przyjemność widzieć dzieciaki uśmiechnięte, bo zaskoczyło je coś ciekawego - powiedziała.
Żeby nie przestraszyć dzieci chemią i fizyką, wybrała proste i efektowne ćwiczenia. Świetlica przekształciła się laboratorium. Jednak na stołach zamiast menzurek stanęły talerze, zamiast pipetek dzieci wzięły do rąk patyczki do uszu, a miejsce chemicznych preparatów zajęły produkty spożywcze - mleko, ocet, atrament.
Najpierw był znikający pod wpływem wrzątku atrament, potem na stołach wybuchły wulkany, a lawa wylewała się z kubków pod wpływem połączenia sody oczyszczonej z octem. Podopiecznym świetlicy udało się wytworzyć ciecz nienewtonowską - ni to płyn, ni to ciało stałe - z wody i skrobi. Wykonały też doświadczenie na granicy faz - brzmi skomplikowanie, ale wygląda prosto: to zabawa z mlekiem, atramentem i płynem do mycia naczyń.
- Nie chodzi o to, by w ferie uczyć dzieci chemii. Ale tego typu proste doświadczenia to dla nich fajna zabawa. A przede wszystkim zupełnie nowe doświadczenie - mówi A. Skubała. Poleca zabawę w chemię także w domu.
- Niech próbują, niech się uczą - zgadza się Izabela Majchrzak, której trzej synowie spędzają ferie na świetlicy Caritas. Nie tylko przysyła tu synów, ale przychodzi też sama, by pomóc opiekunkom dopilnować liczniejszej w czasie ferii niż w ciągu roku szkolnego gromadki. - Jest tu wiele atrakcji, dzieci mają nieustannie jakieś zajęcia, a przede wszystkim jest tu przestrzegany regulamin. Moi synowie uczęszczają na świetlicę od listopada i już widzę pozytywne zmiany w ich zachowaniu. Nie tylko chodzi o dyscyplinę, ale też obyczaje. W świetlicy nauczyli się modlitwy przed posiłkiem i wprowadzili to do naszego domu.
Anna Cherbetko nie ma wątpliwości, że umiejętności nabyte w trakcie świetlicowego laboratorium mogą się przydać dzieciom także w innych sytuacjach. Na przykład w domu. - Podobnie jak z gotowaniem. Kiedy robimy tutaj faworki, to potem dzieci próbują je zrobić z rodzicami w domu - wyjaśnia opiekunka przekonana, że czas dziecka spędzony na wspólnych zajęciach z mamą lub tatą to sam zysk. - Zobaczymy, jak będzie z chemią. Mam nadzieję, że podobnie.