160 kilometrów, raz z wiatrem, raz pod wiatr, z mokrym piaskiem pod stopami i niekończącym się horyzontem przed sobą. Słupscy strażacy, którzy podjęli się charytatywnej wędrówki na rzecz niepełnosprawnych bliźniaczek dotarli na Hel.
Mariusz Rybak, Piotr Pytlos, Łukasz Trocki, Łukasz Kołodziejski i Jędrzej Banasik, czyli członkowie jednostki ratowniczo-gaśniczej nr 1 Państwowej Straży Pożarnej w Słupsku potrzebowali 5 dni, żeby przejść wybrzeżem z Ustki na Hel.
Wszystko po to, żeby zwrócić uwagę na potrzebującą pomocy rodzinę Moniki Frankowskiej i jej dzieci: niepełnosprawnych 15-letnich bliźniaczek Paulinki i Patrycji oraz 8-letniego Fabiana. Powody, dla których strażacy zdecydowali się pomóc tej rodzinie opisywaliśmy TUTAJ.
Strażacy dziennie pokonywali około 35 km.
Wędrowali po plaży, co było dodatkowym wyzwaniem.
- Miękki piasek nie był naszym sprzymierzeńcem. Oczywiście, staraliśmy się wybierać jak najtwardszą część plaży, ale nie zawsze się to jednak udawało - relacjonuje Piotr Pytlos.
Hel strażaków przywitał deszczem. - To nic, bo pogoda przez większą część marszu była jednak sprzyjająca - zapewnia.
- Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni. Tak naprawdę ten nasz marsz to nic, w porównaniu z siłą tej matki, która od 15 lat nie poddaje się w walce o życie swoich niepełnosprawnych córek. To ona jest bohaterką - mówi Mariusz Rybak. - My tylko chcieliśmy pokazać, że taka osoba jest i że warto jej pomóc. Wszyscy bardzo kibicujemy pani Monice i jednocześnie gratulujemy jej wytrwałości.
- Mamy nadzieję, że nasz marsz zostanie zauważony, a tym samym zaowocuje realną pomocą dla pani Moniki i jej dzieci - podkreśla Łukasz Kołodziejski.
Pomoc wymaszerowana dla rodziny Frankowskich to nie pierwsza akcja charytatywna słupskich strażaków. Podobną przeprowadzili w ubiegłym roku na rzecz mieszkańców Wrześcia, gdzie pożar pozbawił dachu nad głową 25 osób.