Dla jednych to zmierzenie się ze swoją słabością fizyczną, ofiarowanie bolących nóg w konkretnej intencji, dla innych zmaganie się z ciemnością, samotnością i ciszą. - Ekstremalna Droga Krzyżowa to noc spędzona z Jezusem w drodze na Golgotę - mówią uczestnicy.
Pierwsi ekstremalni zjawiają się w słupskim sanktuarium św. Józefa jeszcze przed świtem. Ciemno, zimno, drzwi kościoła zamknięte na głucho. U św. Józefa spodziewają się pątników najszybciej za trzy godziny. Jest kilka minut po piątej rano.
- Zgubiliśmy się i w pewnym momencie poszliśmy po prostu na azymut. A potem narzuciliśmy sobie ostre tempo i okazuje się, że jesteśmy przed czasem - śmieją się, gdy bardzo zmęczeni siadają na stopniach świątyni.
Jeszcze tylko ostatnia stacja Drogi Krzyżowej pod krzyżem misyjnym i można wracać do domu. Z ósemki zagubionych zostaje tylko Grzesiek.
- Szedłem w intencji nawrócenia i uzdrowienia w rodzinie, ale po drodze dostałem też intencje od jednego księdza. Obiecałem, że zaniosę je do sanktuarium, więc poczekam - mówi zdeterminowany.
42 kilometry pokonane z Ustki do Słupska dały mu nieźle w kość. Ciężko z powrotem ubrać oblepione błotem buty. Na stopach zdążyły się porobić odciski.
- Ale to tak jest, że ma boleć. Musisz doświadczyć na własnej skórze, do żywego, jak to było na Drodze Krzyżowej - przekonuje.
Już od pierwszych metrów wszystko się w głowie układało jaśniej niż podczas uczestniczenia w nabożeństwie tradycyjnie, w kościelnej ławce. - Zaraz, gdy wyszliśmy z kościoła, natknęliśmy się na grupę młodych wracających z imprezy. Szydzili z nas, pokazywali palcami, śmiali się. Jak z Jezusa, gdy szedł na śmierć - opowiada. Potem były godziny zmagania się z kilometrami, ciszą, nocnym marszem. I czas na rozmawianie z Panem Bogiem. O wszystkim.
Taka właśnie jest idea Ekstremalnej Drogi Krzyżowej, czyli rozważań Męki Pańskiej podczas całonocnej wędrówki. Ogólnopolskie przedsięwzięcie zyskuje z roku na rok coraz więcej zwolenników, także w naszej diecezji. W ubiegłym roku ekstremalne wyzwanie podjęła jedynie Piła. W tym roku EDK ma już w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej trzy trasy.
Jako pierwsi na nocny szlak wyszli mieszkańcy Ustki. Na trasę wiodącą z kościoła NMP Gwiazdy Morza do słupskiego sanktuarium św. Józefa wyruszyło w piątkową noc samotnie lub w małych grupach około 120 osób.
- To doświadczenie, które zmienia perspektywę, umacnia wiarę - przekonuje Marcin Goliński. Po tym, co przeżył podczas ubiegłorocznej EDK w Pile, postanowił zaszczepić tę ideę u siebie w Ustce.
- To nie jest nocny rajd, nawet idąc sami, nie jesteśmy sami. Poprzez zmęczenie i ból wchodzimy na drogę, którą pokonywał z krzyżem Jezus. My też dźwigamy nasze krzyże, nie zawsze drewniane, ale też ciężkie, przygniatające. W jakiejś części doświadczamy tego, co On. I wiem, że On idzie obok, żebym ja mógł iść dalej - dodaje.
Za tydzień, 11 marca, na trasę EDK wyruszą pilanie, zaś 18 marca mieszkańcy Słupska. Dostarczające mocnych przeżyć Drogi Krzyżowe odbędą się też w Czaplinku i na Górę Polanowską. Więcej informacji TUTAJ.