Na ulice Koszalina wyszli wyznawcy Chrystusa, niosąc na ramionach znak Jego męki.
Szli za krzyżem po Drodze Krzyżowej, dając świadectwo wiary i rozważając tajemnice męki Pana. Choć większość z nich od lat uczestniczy w tego typu miejskim nabożeństwie, przekonują, że jest to wciąż dla nich głębokie przeżycie.
Może i niewygodnie iść ulicami w takim tłumie, może i rozpraszają neony, samochody, gapie. A jednak wielu uczestników przeżywa głęboko to niecodzienne spotkanie z umęczonym Chrystusem. Tym mocniej ci, którzy na własnych ramionach poczuli ciężar krzyżowej belki, niosąc go wespół ze swoją parafią lub inną wyznaczoną grupą. Jedną z takich osób jest Michalina Choczan, parafianka katedry. - To było dla mnie wielkie przeżycie - powiedziała. - Bardzo się wzruszyłam i cieszę się, że mogłam to zrobić.
- Tego nie da się opowiedzieć - z trudem szuka słów jej koleżanka Elżbieta Szadkowska. - Dźwigając krzyż, czułam się pełna sił. Ofiarowałam ten gest za moją rodzinę.
Pani Elżbieta przyznaje, że na Drodze Krzyżowej w zaciszu kościoła łatwiej się skupić, ale jest przekonana, że ta miejska także ma swoją wartość. - Wyruszam na nią co roku. Z nowym rokiem chcę przynieść Bogu moje intencje. Nie wiem, co ten rok przyniesie, ale daje mi siłę i nadzieję to, że mogę to wszystko nieść z Bogiem.
W koszalińskiej Drodze Krzyżowej uczestniczyło ok. 1500 osób. Uczestnicy ruszyli sprzed pomnika św. Jana Pawła II przy katedrze, by ulicą Zwycięstwa, a potem aleją Monte Cassino dotrzeć do ostatniej stacji na dziedzińcu kościoła pw. Ducha Świętego. Tu czekali na nich bp Paweł Cieślik oraz gospodarz świątyni ks. Kazimierz Bednarski.
- Stanęliśmy znów przed Jezusem z całą historią naszego życia, z tym, co przynosimy dzisiejszego dnia, z naszym smutkiem i zmęczeniem, z ciągłym pośpiechem, który narzuca nam świat, z naszą słabością i sądami o drugim człowieku - powiedział bp Cieślik. - Jezus wziął krzyż, bo to było wolą Ojca. Nie zaniechał drogi, nie powiedział Ojcu: "Już nie mogę". Wstał i poszedł dalej, dając nam siłę do powstania po każdym upadku. Było to spotkanie tylko spojrzenia, bo miłość nie potrzebuje słów, jak w przypadku Matki.
- Człowiek potrzebuje ludzi, ich obecności, życzliwości, pomocy Cyrenejczyka. Dziękujmy za każdego człowieka, którego Bóg postawił na naszej drodze. Łatwo wmieszać się w tłum, stać się częścią szarej masy, zobojętnieć jak wszyscy. Wmieszać się w tłum, żeby nikomu nie podpaść. Weronikę zaś stać na odwagę i miłość - mówił biskup, zanim pobłogosławił zebranych.
Rozważania Drogi Krzyżowej przygotowali katedralni wikariusze - ks. Krzysztof Płuciennik i ks. Marcin Kościński.
Krzyż, jak co roku, nieśli przedstawiciele wielu koszalińskich środowisk: księża, siostry zakonne, klerycy, samorządowcy, młodzież z duszpasterstw oraz studenci z DA, podopieczni schroniska prowadzonego przez Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta, pracownicy i wolontariusze hospicjum. Ostatnią część drogi dźwigali go parafianie z dekanatu Koszalin.