Poświęcenie pokarmów plus przynajmniej kilka minut głębokiej modlitwy. Dopiero taka tradycja ma sens.
Ciszę Wielkiej Soboty tak łatwo zakłócić. Adoracja Najświętszego Sakramentu w grobie Pańskim bywa trudną modlitwą - pośród zgiełku osób przybywających ze święconką, zapachów wędlin i jajek w koszyczkach. Jednak - jak usłyszeliśmy w rozmowie z bp. Edwardem Dajczakiem podczas przedświątecznego spotkania z dziennikarzami - tradycje, nawet te bardzo zewnętrzne, nie muszą być przeszkodą w głębokim przeżywaniu świąt.
- Tradycje mają swój sens. Koszyczka wielkanocnego nie trzeba likwidować - uspokaja bp Dajczak. - Tyle, że jeśli na samym koszyczku świętowanie się zakończy, to nic wielkiego w naszym życiu stać się nie może. Natomiast jeśli z koszyczkiem pójdziemy do kościoła i przez kilka, kilkanaście minut modlitwy trochę pójdziemy w głąb siebie, to już dobrze.
- Poza tym to tworzy także pewną tradycję w domu - powiedział biskup, wspominając atmosferę tego dnia w swojej rodzinie, gdzie post, zachowywany mimo zapachów przygotowywanych potraw, mówił o tym, że jest to czas oczekiwania na coś naprawdę ważnego. - Wszystko zależy od tego, w co ten koszyk wielkanocny jest wkomponowany. Cały zespół tradycji otaczających świętowanie jest ważny. Ubogi jest dom, który nie posiada swojej obrzędowości, własnej domowej tradycji, rzeczy, które wydają się wtórne, ale jednak ten dom tworzą. Ale te tradycje muszą być wkomponowane w życie, w pewną całość. Nie mogą być fragmentaryczne - mówił.
Biskup podkreślił też podstawową wartość rodzinnego świętowania - czasu na wspólne bycie przy stole, tak deficytowego w ciągu roku. - Jeśli ludzie siądą ze sobą przy świątecznym stole, i to bez tabletu, jeśli zaczną na siebie patrzeć, rozmawiać, to jest to wartość - powiedział. - Bo to dzisiaj nie jest prosta sprawa tak usiąść i tak słuchać człowieka, żeby go usłyszeć i chociaż trochę zrozumieć.