- Dzień dobry, czy pani wie, że Bóg panią kocha? Teraz, dzisiaj, zawsze! Jesteś Jego ukochanym dzieckiem - zaczynają rozmowę i błogosławią wszystkim. Także tym, którzy zatrzaskują przed nimi drzwi.
Na jedno ze szczecineckich osiedli wyszli „uzbrojeni” w Pismo Święte i wizerunki Jezusa Miłosiernego. Z proboszczowskim błogosławieństwem poszli głosić Boże Miłosierdzie tam, gdzie nie zawsze dociera to orędzie.
- To zaproszenie, okazja do usłyszenia o nieskończonej miłości Boga także dla tych, których nie ma w kościele, albo pojawiają się tam nieczęsto. Kto z nich na to zaproszenie odpowie nie wiem, to ich decyzja, ale my chcemy im przypomnieć o tym, że Pan Bóg na nich czeka, że Kościół się za nich modli - wyjaśnia ks. Dariusz Rataj, proboszcz parafii pw. Miłosierdzia Bożego w Szczecinku.
W wigilię święta posłał ewangelizatorów do swoich parafian z Dobrą Nowiną o Tym, który umarł i zmartwychwstał dla odkupienia każdego człowieka. I z zaproszeniem na parafialny odpust w Niedzielę Miłosierdzia.
Ewangelizatorów z miejscowej Szkoły Nowej Ewangelizacji, którzy dopiero debiutują w posłudze głoszenia od drzwi do drzwi wsparli przyjaciele ze słupskiej SNE, dla których „pójście do ludzi” to nie pierwszyzna.
Ania i Ala to doświadczone ewangelizatorki. Pan Bóg posyłał je już w trudne miejsca, dotknięte biedą, patologią. Schludne, miejskie osiedle wydaje się być bułką z masłem, ale kolejne zatrzaskujące się drzwi to wyzwanie. Czasem uchylają się tylko na chwilę, tak krótką, że kobiety nie zdążą nawet przekazać tego, z czym przyszły.
- Bóg cię kocha! - Ania zapewnia człowieka, który ukrył się za szybko zamykającymi się drzwiami, a swoją niechęć do rozmowy przypieczętował przekręconym w zamku kluczem. Do jednych próbują z "dzień dobry" do innych ze "szczęść Boże". Jednych zapewniają, że nie są od świadków Jehowy, innych pozdrawiają od proboszcza. - A jeszcze inni jak słyszą hasło "Kościół" to trzaskają aż huczy - uśmiechają się ewangelizatorki.
Zanim wejdą do trzeciej klatki odmawiają dziesiątkę Koronki i… następne mieszkanie stoi przed nimi otworem. Długo rozmawiają ze starszym małżeństwem, potem razem z nimi się modlą. Proszą za dziećmi i wnukami, dla siebie - co najwyżej, żeby Pan Bóg dał zdrowie i siły.
Młoda kobieta z dzieckiem na ręku rozmawiać nie chce. Ale nie trzaska drzwiami.
- Bóg zabrał mi mamę - ucina ewangelizatorski zapał. Ania i Ala są przygotowane nawet na tak „ciężki kaliber”. Nie szukają wielkich słów. Idą do ludzi z kerygmatem i z osobistym doświadczeniem Bożej miłości.
Po kilku słowach są już w mieszkaniu i długo, długo rozmawiają z Agnieszką o jej zranieniach, o problemach, o wybaczeniu ojcu, który się jej wyrzekł, o godności dziecka Bożego. Potem modlą się nad nią i jej córeczką.
- Nawet dla tej jednej dziewczyny warto było wspinać się po tych wszystkich piętrach - cieszy się Ania.
Przed Basią i Anetą za to niemal wszystkie drzwi stawały otworem. - Nie liczyłyśmy, bo przecież to nie o ilość chodzi, ale to było wiele pięknych spotkań - mówią dziewczyny. - Modliłyśmy się, prosiłyśmy za nimi, ale najbardziej uderzające było to, że wiele z tych osób mówiło nam, że po raz pierwszy ktoś im zaproponował, żeby głośno, swoimi ustami wypowiedziały słowa zawierzenia swojego życia Panu Jezusowi - dodaje Basia.
Po różańce ewangelizatorzy znów sięgają przed kilkoma budynkami z mieszkaniami socjalnymi. Kilkuosobowa grupa w czerwonych, charakterystycznych koszulkach i bluzach z napisem Szkoła Nowej Ewangelizacji przykuwa uwagę młodych mężczyzn zażywających popołudniowego wypoczynku. Za chwilę ewangelizatorzy przysiadają się do nich w prowizorycznym ogródku. Za piwo grzecznie dziękują, ale za to mogą dać obrazki. Kilkuminutowa rozmowa przeradza się we wspólną modlitwę.
- Chcesz oddać swoje życie Jezusowi? - pyta Ania. Młody mężczyzna ściąga bejsbolówkę i mówi prosto: - Muszę pomyśleć. To nie jest byle co.
Ale obrazki z Jezusem Miłosiernym i Koronką do Bożego Miłosierdzia na odwrocie biorą wszyscy trzej. Wzruszeni są i ci w czerwonych koszulkach, i ci, co chwilę temu pili piwo.
- Nie wiem, jakie będą owoce, ja tylko sieję, Pan Bóg daje wzrost - mówi chwilę później ewangelizatorka. - Ale wiem, jak bardzo ci ludzie potrzebowali, żeby ktoś im powiedział, że nie są kimś gorszym, że są piękni w oczach Boga i On się nimi nie brzydzi, obojętne, jak często upadają - dodaje zanim wejdziemy do „socjala”. Tu drzwi otwierają się szerzej niż w bloku obok.
- Bywa, że łatwiej głosić Ewangelię w miejscach po ludzku dotkniętych biedą materialną, tą, którą widać na pierwszy rzut oka. Zdarza się, że w tych pięknych mieszkaniach kryje się znacznie większa bieda: duchowa. Tam na pierwszym miejscu jest kredyt mieszkaniowy, samochód, wyjazd na narty - przyznaje ks. Rataj, gdy rozmawiamy o zatrzaskujących się przed ewangelizatorami drzwiami. - Ale Pan Bóg się upomina o każdego człowieka, każdego kocha - dodaje.
- Każdy z nas jest grzesznikiem, nie jesteśmy lepsi od nikogo, do kogo Pan Bóg nas posłał - mówią ewangelizatorzy. - My po prostu doświadczyliśmy Bożego Miłosierdzia. A tego nie da się już zatrzymać tylko dla siebie - dodają, wyjaśniając dlaczego spędzili sobotę chodząc od drzwi do drzwi i… mówiąc o miłości.
Więcej o ewangelizacji w Szczecinku w kolejnym wydaniu papierowym „Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego”