Z generałem franciszkanów, 119. następcą św. Franciszka, w Tygodniu Modlitw o Powołania Kapłańskie i Zakonne rozmowa o powołaniu, duchu franciszkańskim, ewangelizacji i prześladowaniach Kościoła.
A dlaczego idąc drogą powołania wybrał ojciec franciszkanów?
Kiedy poznałem św. Franciszka, zafascynował mnie właśnie jego styl życia, bardzo prosty. Tym, co pociągnęło mnie najbardziej, był franciszkański duch braterstwa. W mojej drodze życiowej braterstwo było zawsze bardzo ważne, ponieważ pochodzę z licznej rodziny. Byłem ostatnim z 9 dzieci. A zatem urodziłem się we wspólnocie. Wizja życia z wieloma braćmi w zakonie była dla mnie pociągająca. Potem w życiu św. Franciszka zafascynowała mnie także swego rodzaju "nieprzewidywalność". Nigdy nie wiadomo było, co się wydarzy. Cechowała go niesamowita fantazja i kreatywność. Bardzo mnie to ujęło. Ponad to, pociągała mnie też idea misji. Zawsze marzyłem o wyjeździe w dalekie kraje. Oczywiście, gdy po przyjęciu święceń, skierowano mnie na studia, żebym został formatorem, też przyjąłem tę posługę.
W wieku prawie 60 lat, jest ojciec ciągle gotowy na tę franciszkową "nieprzewidywalność" życia.
Tak. Marzy mi się, po zakończeniu posługi generała, wyjazd do Chile. Jestem gotowy na otwarcie nowego rozdziału w życiu.
Nowy rozdział w wieku 60 lat?
Czemu nie? Czego mam się bać? Przecież tam będą chrześcijanie, będą też moi bracia. Co mi się może stać?
Czy przez te wszystkie lata życia zakonnego, kapłaństwa, miał ojciec wątpliwości co do obranej drogi?
Tak, bywały takie chwile, szczególnie w trudnych sytuacjach. Czasami jesteś we wspólnocie braci i nagle zdajesz sobie sprawę, że nie wszystko w tej wspólnocie idzie tak, jak powinno. Myślisz sobie wtedy: "Co ja tu robię?".
W kapłaństwie diecezjalnym też można nieraz trafić na taką plebanię, gdzie relacje między księżmi są, lekko mówiąc, mało braterskie. Wtedy, szczególnie u młodego księdza, mogą pojawić się poważne pytania.
Bywały też wątpliwości na poziomie afektywnym.
Celibat?
W pewnym momencie musiałem skonfrontować się z problemem samotności. To nie jest tak, że jest tylko pięknie. Przychodzi wieczór i jesteś sam w swoim pokoju. Zadajesz sobie pytania. Muszę przyznać, że w zrozumieniu samotności, bardzo pomogły mi piękne relacje, jakie miałem z rodzinami. Nieustannie dziękuję Bogu za tę łaskę bycia z rodzinami. Każdego roku, spędzam tydzień wakacji z pewną rodziną, w której jest czwórka dzieci. To dla mnie zawsze było coś pięknego. Zrozumiałem dzięki nim, że małżeństwo jest czymś niesłychanie pięknym, ale że Bóg powołał mnie do innego życia. Te przyjaźnie pomogły mi też w momentach trudnej samotności, czy niezrozumienia. Dzielenie życia z tymi, którzy są powołani do małżeństwa było dla mnie zawsze ubogacające.
A zatem warto poznać życie rodzinne, żeby wybór celibatu nie był odrzuceniem rodziny, jako czegoś złego, ale rezygnacją, czyli złożeniem daru z czegoś, co jest w istocie piękne.
Dokładnie. Jeśli Bóg wzywa mnie do celibatu, ma w tym jakiś plan. Bóg nie jest dziwakiem.
Co jest najważniejsze w kapłaństwie, co jest źródłem szczęścia w tym powołaniu?
Najważniejszą rzeczą dla mnie jest ocalanie relacji - relacji z Bogiem i z drugim człowiekiem. Nie ma nic ważniejszego. Jeśli to nam ucieknie, ucieknie wszystko inne. Nawet jeśli spojrzymy na to teologicznie - Bóg jest Relacją, Komunią. Ocalać relacje - przede wszystkim i ponad wszystko. Ogromną rolę odgrywa tutaj tendencja, którą odkrywam także i w sobie, do egoizmu. Mamy nasze własne pomysły na życie i wszyscy mają się podporządkować. Także w Kościele mamy nieraz tego typu mentalność. Szczególnie grozi ona przełożonym.
Czy życie zakonne, kapłańskie, przyniosło ojcu jakieś rozczarowania?
Niestety tak. Na przykład. Kiedy zostałem wyświęcony na kapłana, wysłano mnie, abym studiował psychologię i stał się wychowawcą. Wiele w to zainwestowałem, ale po jakimś czasie zdałem sobie sprawę, że w gruncie rzeczy, to wszystko na niewiele się przydaje. Mocno się zaangażowałem, ale trochę się rozczarowałem. Doszło do mnie, że dodatkowe studia nie są najważniejsze w moim życiu zakonnym i kapłańskim. Innego, sporego rozczarowania doświadczyłem już jako przełożony, kiedy okazało się, że często, świetne projekty, które niby się omawia i wszystko wydaje się jasne, w praktyce nie funkcjonują. Jesteś przekonany, że współbracia zrobią to, co zaplanowałeś, ale to tak nie działa. Inne wielkie rozczarowanie to odchodzenie współbraci. To dla mnie zawsze był ogromny ciężar, szczególnie wtedy, kiedy, jako przełożony, musiałem podejmować trudne decyzje.