W niedzielę rano do kościoła, w południe do stołu, a po południu - na Marsz dla Życia i Rodziny.
Mieszkańcy Szczecinka i okolic zorganizowali swój marsz w drugiej części dnia, mając nadzieję, że taki scenariusz odpowiada rytmowi niedzieli przeżywanej w rodzinach. Ale szyki pomieszała pogoda.
Nikt nie mówił tego głośno, lecz nawet organizatorzy powątpiewali, czy ktokolwiek przyjdzie na start w tę ulewę. Gdy stanęli na starcie, na placu przed kościołem pw. Ducha Świętego, była ich garstka. Jednak ruszyli, z wiarą. Na kolejnych ulicach dołączali do nich nowi. Niektórzy nawet gonili korowód wędrujący z flagami i transparentami. - Mam dobrą wiadomość - krzyczała przez megafon Anna Gliszczyńska, gdy zbliżali się do mety, czyli parku miejskiego. - Jest nas 150 i to z dobrym okładem!
Ze sceny muszli koncertowej prowadzona była wspólna zabawa. Na najmłodszych czekały konkursy, zabawy, występy. I nagrody dla wybrańców: najmłodszych lub najstarszych, albo wyróżniających się… oczekiwaniem na narodziny dziecka.
- Badania genetyczne jasno mówią, że życie człowieka zaczyna się od poczęcia. Niektórym jednak jest to trudno przełknąć. Ale właśnie po to są nasze marsze. Siła naszego przekazu jest w jedności i liczebności. Im więcej nas manifestuje szacunek dla życia, tym łatwiej będzie przełamać myślenie proaborcyjne - powiedział organizator marszu Andrzej Mantyk z Domowego Kościoła.
Daria Szkuta, nauczycielka, przyszła na Marsz dla życia po raz pierwszy. - Od momentu nawrócenia, czyli 15 lat temu, rosło we mnie pragnienie, by się włączyć w takie inicjatywy - powiedziała dodając, że czuje się w swoich poglądach osamotniona wśród znajomych. - Gdybym mogła, to przytuliłabym wszystkie dzieci, które odeszły podczas aborcji.
Przygotowanie do marszu rozpoczęły się już w sobotę. Organizatorzy przeprowadzili akcję propagandową - rozdali wśród mieszkańców miasta 750 wiatraczków z logo marszu i 2 tys. ulotek.
Organizatorami Marszu dla Życia i Rodziny w Szczecinku byli Domowy Kościół, Akcja Katolicka oraz Civitas Christiana.
(obraz) |