Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Nastolatki to nie anioły?

Bywa, że w gimnazjum wieje grozą. Ci z „Sucharskiego” w Sławnie pokazali jednak skrzydła. Pomogli koledze, który stracił dom w pożarze.

Jak w katastroficznym filmie. W połowie kwietnia nad ranem państwa Biretów, mieszkańców poddasza w wiekowej kamienicy na ul. Skłodowskiej w Sławnie, obudził krzyk sąsiadów. – Gdy otworzyłem drzwi na klatkę schodową, już nic nie było widać. Sam dym. Zrozumiałem: nie mamy drogi odwrotu. Pozostała tylko ta jedna, przez okno – relacjonuje Cezary Bireta, tata gimnazjalisty. Ledwie zdążyli ujść z pożaru po strażackiej drabinie. Po ich psie pozostał tylko skowyt konania. Po kocie ani śladu...

Gimnazjum w akcji

Katarzyna Pokomeda, wychowawczyni Kacpra, dowiedziała się o tragedii kilka godzin później, gdy przechodziła pod spaloną kamienicą. – Rozpoczęłam poszukiwania Kacpra, znalazłam jego rodzinę w MOPS-ie. Byli już zakwaterowani. Szokujące było to, co dostali na początek: dwie poduszki i jedną kołdrę. Kacper stwierdził, że nie ma po co iść na lekcje, bo nawet ołówek mu nie został z pożaru – wspomina. Jeszcze tego samego wieczora wybrała się do Słupska po to, czego pogorzelcom mogło zabraknąć nazajutrz: bieliznę na zmianę. Skontaktowała się z rodzicami innych uczniów. Jedna z mam, Iza Gabrysiak, zorganizowała naprędce zbiórkę pościeli, środków czystości, odzieży. Ludzie okazali się hojni. Pojawiły się nawet sprzęty: telefon komórkowy, telewizor, komputer. Także sami uczniowie z III usportowionej głowili się, jak pomóc klasowemu koledze. Nestor Gabrysiak poprosił trenera z klubu UKS Kometa Sianów, by ogłosić zbiórkę. Znów otworzyły się portfele, z Sianowa przyszła kanapa, komoda i smakołyki. Emilia Warzych i Kinga Trojnar zaproponowały, żeby zorganizować festyn charytatywny na rzecz Kacpra i wciągnęły w to rówieśników. – Nawet ci koledzy ze szkoły, którzy słabo Kacpra znali, zaczęli pomagać. Namówili rodziców do upieczenia ciast, zaangażowali się w organizację festynu. Jak kogoś dotknie taka krzywda, to wiele osób chce pomóc – powiedziała Weronika Chromow. Wychowawczyni jest dumna z podopiecznych. – W pierwszych dniach po tragedii myślałam, że powinni zostawić Kacpra na jakiś czas w spokoju. Ale oni byli zbyt przejęci. I bardzo spontaniczni. Już nazajutrz po pożarze wyciągnęli go z domu. Organizacją festynu w hali sportowej gimnazjum zajęło się Szkolne Koło Caritas. To niemała ekipa, liczy 80 wolontariuszy. Zresztą większość gimnazjalistów nie próżnowała: otworzyli stoiska z poczęstunkiem, prezentowali na marchewkach i różach przebieg procesów chemicznych, mierzyli ciśnienie, przeprowadzali testy na inteligencję, malowali twarze ochotnikom. Miejskie zespoły taneczne, wokaliści oraz szkolny perkusista postarali się o oprawę artystyczną. – Mówi się, że młodzież gimnazjalna jest trudna. Ale taka sytuacja pokazuje, jak dużo dobra mają w sobie – podsumowuje Anna Borowiec, katechetka i opiekunka SKC. – Oni bardzo chcą coś zdziałać w takiej sytuacji.

Kocie drogi

Jak Kacper przyjął to szkolne „pospolite ruszenie”? Początkowo obawiał się łatki pogorzelca. Kogoś, kto nie ma nawet plecaka, zeszytów, sportowego stroju. Komórki. Wcześniej łączyła go z kolegami typowa więź: sąsiadów ze szkolnej ławki, towarzyszy zabaw i wygłupów, rywalizacji sportowej. Teraz dostrzegł w nich coś więcej. – Jest zdumiony, jak bardzo są za nim, jak go lubią. I że aż tyle tej pomocy – wyjaśnia wzruszony tata nastolatka. Zarazem jest to dla Kacpra trudne doświadczenie. Jak mocno przeżywa to jeszcze miesiąc po tragedii, może świadczyć fakt, że nie pojawił się na festynie. Nie czuł się zbyt dobrze tego dnia, by stanąć w świetle reflektorów i spojrzeń, owszem życzliwych, ale aż tylu ludzi, także nieznanych. Życie jednak wraca do normy. Po miesiącu od pożaru wrócił do Biretów kot. Jakoś ocalał z pożaru i co więcej, odnalazł ich w zupełnie innej części Sławna. Wychowawczyni Kacpra zauważa, że u chłopca wszystko powraca do codzienności: bierze udział w treningach, zdobył 1. miejsce w biegach przełajowych, nawet dawne problemy z nauką wróciły. – Tym razem patrzymy na to optymistycznie, bo to nam mówi, że on wraca do normalności – uśmiecha się pobłażliwie K. Pokomeda. – Ale coś się zmieniło. Dawniej lubił złapać nauczyciela za słówko. Teraz jest spokojny, cichy. Spoważniał.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy