Osadzeni w usteckim areszcie nagrywają audiobooka. Użyczają głosów do opowieści o zapomnianej słupskiej ulicy.
tekst i zdjęcia katarzyna.matejek@gosc.pl Kręta już nie istnieje. Kilka wieków temu zahaczała o ogród różany, pielęgnowany przez siostry norbertanki. Przed wojną wiła się od ul. Francesco Nullo do Grodzkiej. Zbliżała się i oddalała od czterech wieżyczek kościoła św. Mikołaja. On też nie istnieje. Teraz mieści się tu Miejska Biblioteka Publiczna im. Marii Dąbrowskiej. Jej pracownicy chcą przywołać dawne dzieje. Założyli, że muszą to zrobić nieszablonowo. Lekko, w sposób dostępny dla maluchów i ciekawy dla ich rodziców. Zrobili burzę mózgów: może powinna to być regionalna baśń? Może nadać jej formę audiobooka? Może powinien go przeczytać ktoś, komu przygoda z książką odmieni coś w życiu? Realizatorzy tych pomysłów wręcz sami wpadali bibliotekarzom w ręce. Przyjaciółka dyrektorki MBP Danuty Sroki, Jolanta Nitkowska-Węglarz, dała się namówić na napisanie dawno obiecanej baśni. Pan Wojciech, osadzony w usteckim półotwartym zakładzie karnym, a pracujący w bibliotece jako konserwator, budził sympatię i miał to „coś”. Zaskoczony zgodził się użyczyć głosu na ścieżce dźwiękowej. Aktorka Nowego Teatru Marta Turkowska wpadła z synkiem do biblioteki po książkę, a wyszła z propozycją warsztatów lektorskich dla pana Wojtka i dwóch innych, również osadzonych. A wszystko niemal od razu, w jednym czasie, jakby baśń sama chciała w ten sposób zaistnieć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.