Jagodowe ŚDM

Młodzi sławoborzanie znaleźli doskonały sposób, żeby ich wyjazd do Krakowa nie obciążył domowych budżetów.

Choć to wakacje, nikt nie narzeka na wczesną pobudkę. O 8 rano ekipa jest w komplecie. Grunt to dobra motywacja. Cel: Kraków.

Do lasu jadą na rowerach kilka kilometrów. Na czele Łukasz.

- Jeździłem wcześniej z mamą na jagody i wiem, gdzie są najlepsze miejsca - mówi z nutką dumy. Nie są to czcze przechwałki, bo to on może pochwalić się największymi zbiorami.

- Uzbierałem 6 słoiczków. Byłoby więcej, ale deszcz nas złapał - zapewnia.

Ala nawet nie stara się przebić tego rekordu.

- Ja najwyżej dwa kubeczki zbieram. Bo albo gadam, albo połowę zjadam - śmieje się. Niemniej na jej koncie uzbierała się już całkiem pokaźna sumka. Wszystkie fundusze są sprawiedliwie dzielone. Na liście skrupulatnie zapisuje się, jaki kto ma udział w zysku.

- To zależy od tego, ile kto się napracował, ile uzbierał, czy przyniósł gotowe ciasto - wyjaśnia Ewa Horanin, katechetka ze sławoborskiej podstawówki.

Wyprawa po jagody to dopiero początek pracowitego dnia. Potem kuchnia pani Ewy zamienia się w halę produkcyjną. Z jagód powstają pyszności, które rozprowadzają w kościele za „co łaska”. Każdy ma swoją specjalność domową: a to bułeczki, a to rogaliki, a to serniki, muffinki czy placki. Jagody trafiają też do słoików, oklejonych specjalną nalepką z logo Światowych Dni Młodzieży. Są też niesamowite konfitury z ucieranych płatków róży.

Jagodowe szaleństwo to pomysł, by uzbierać fundusze potrzebne na wyjazd do Krakowa i spotkanie z papieżem Franciszkiem.

Dla wielu rodzin z malutkiego Sławoborza, takie przedsięwzięcie to spore nadwyrężenie domowego budżetu.

- Doszliśmy do wniosku, że wyjazd na ŚDM jest dość drogi i rodzice mogliby się nie zgodzić. Postanowiliśmy więc, że przynajmniej część pieniędzy zdobędziemy sami. Zapracujemy na wyjazd - wyjaśnia pani Ewa. Od tygodnia więc grasują po lesie i zbierają jagody. Potem rusza produkcja.

Ekipa wybierająca się do Krakowa liczy łącznie 15 osób. To wolontariusze Szkolnego Koła Caritas oraz ci, którzy przeszli już do dorosłego zespołu charytatywnego.  Ciężka praca nie jest im obca. To nie pierwsza akcja prężnej drużyny. Nie marudzą więc nawet, kiedy trzeba zakasać rękawy i posprzątać "halę produkcyjną" po zbyt intensywnych działaniach.

Nie samą pracą jednak człowiek żyje: popołudnia to wspólny wypad nad jezioro. Zajęć więc jest na cały dzień, co dzieciaki bardzo sobie chwalą. W niewielkiej wsi specjalnych letnich atrakcji dla dzieciaków nie ma. Alternatywą mógłby być orlik albo telewizor.

- Bawimy się świetnie! W lesie, w kuchni czy nad jeziorem jesteśmy razem i nie ma nudy. A na dodatek sami zapracujemy na nasz wyjazd - zapewniają chórem jagodowi pielgrzymi.

Do Krakowa nie zamierzają jechać z pustymi rękoma. Babcia Łukasza szyje piękne pluszowe serca-poduchy, a pani Krysia Idziniak, emerytowana dyrektor sławoborskiej szkoły, która będzie towarzyszyć dzieciakom podczas wyjazdu do Krakowa, przyszykowała biało-czerwone chorągiewki dla zagranicznych pielgrzymów. Pieczenie  ciast to zwykle domena mam.

- Cieszę się, że dorośli bardzo zaangażowali się w akcję dzieciaków i każdy stara się jakoś nam pomóc - chwali mieszkańców Sławoborza pani Ewa, a dzieciaki już odliczają dni do wyjazdu.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..