Koledzy chorej na raka nauczycielki oraz ci, którzy jej nie znają, pobudzają Koszalin do walki z czasem o jej życie.
Wiadomość o dramatycznej sytuacji Anny Wiktorowskiej, nauczycielki II LO im. W. Broniewskiego w Koszalinie, która walczy z nieoperacyjnym guzem mózgu, rozniosła się z szybkością strzały. Jedynym rozwiązaniem medycznym, które ma szanse powodzenia, jest terapia protonowa, dostępna w prywatnej klinice w Monachium. To koszt ok. 220 tys. złotych. Na dalsze leczenie potrzeba będzie 15 tys. złotych miesięcznie. W Koszalinie znalazły się osoby, które postanowiły zebrać brakujące fundusze. Muszą to zrobić błyskawicznie, do połowy września.
Najpierw do wyścigu z czasem wystartowało 7 koszalinianek, które zorganizowały na rzecz A. Wiktorowskiej "Karaoke z gwiazdami" (pisaliśmy o tym TUTAJ).
Jednocześnie - mimo wakacji - zaczęło huczeć jak w ulu w pokoju nauczycielskim koszalińskiego Bronka. Zbierają się tu nauczyciele II LO i Elektronika, którzy zainicjowali akcję, dołączają do nich kolejni – z samochodówki i szkół podstawowych. W kilka dni powstał scenariusz działań charytatywnych, które obejmą różne środowiska Koszalina. We wrześniu ulice zaroją się od uczniów, którzy założą białe koszulki i identyfikatory "Zbieramy dla Ani". Odbędzie się dzień teatru, koncert, turniej koszykówki. 11 sierpnia odbyła się pierwsza akcja - koszalinianie pobiegli i złożyli datki w ramach "Leśnej Piątki" na Górze Chełmskiej.
– Goni nas czas – mówi Katarzyna Stankiewicz-Głuch nauczycielka z Elektronika, która tak się zaangażowała w akcję, że brakuje jej czasu dla rodziny.
– O chorobie Ani wiedzieliśmy od dawna, jednak dopiero kilka dni temu okazało się, że potrzebuje tak ogromnej kwoty na leczenie – dopowiada Joanna Tuszyńska-Buchta, również ucząca w Elektroniku. – Uruchomiła się lawina pozytywnej energii: ludzie, nawet ci, którzy Ani nie znają, zechcieli wstać z fotela i zrobić coś bezinteresownie.
Wiktor Kamieniarz, dyrektor II LO, przekonuje, że szkoły potrafią działać skutecznie na rzecz potrzebujących. Jego placówka zebrała przez ostatnią dekadę ok. 150 tysięcy złotych. Po co te wszystkie akcje? Żeby wychowywać młode pokolenie. – Młodzi pogubili się w świecie konsumpcyjnym, w którym wyrośli, dlatego trzeba im takie działania pokazywać – stwierdza dyrektor. – W ten sposób mówimy uczniom: pomoc drugiemu człowiekowi jest twoim obowiązkiem. Bez względu na system wartości, jaki wyznajesz. Warto być porządnym.