Był weteranem II wojny światowej, najstarszym inwalidą wojennym w Polsce, najstarszym mężczyzną w woj. zachodniopomorskim i 5. najstarszym w całym kraju.
Ppor. Piotr Mankiewicz przeżył 106 lat. Zmarł 20 sierpnia w Domu Pogodnej Starości prowadzonym przez Siostry Szpitalne Miłosierdzia w Nowych Bielicach k. Koszalina. Był mieszkańcem powiatu sławieńskiego.
Jak przypomina Łukasz Suchanowski, znany w Sławnie działacz patriotyczny, pasjonat historii, ppor. Mankiewicz został odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Walecznych, Medalem Zwycięstwa i Wolności 1945, Medalem za Odrę, Nysę i Bałtyk, Odznaką Honorową Związku Inwalidów Wojennych. W kwietniu 2016 roku prezydent Andrzej Duda przyznał mu Złoty Krzyż Zasługi. Kilka tygodni temu otrzymał medal "Pro Patria" przyznawany przez szefa Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. - Odszedł wielki człowiek. Cześć jego pamięci - mówi Łukasz Suchanowski.
Piotr Mankiewicz przyszedł na świat 7 października 1910 roku w Koczynówce (powiat Brasław - dzisiaj na Białorusi). 3 listopada 1933 roku powołany został do podoficerskiej szkoły sanitarnej w Sokółce. W styczniu 1935 roku został awansowany na stopień kaprala. W tym samym roku przeszedł do rezerwy i zawarł związek małżeński. Ze swoją żoną przeżyli prawie 72 lata.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, miał już dwoje dzieci. W 1940 roku został zesłany na Syberię. Kilkakrotnie odmawiał wstąpienia do Armii Czerwonej. W lipcu 1944 roku wstąpił do 2. Armii Wojska Polskiego. Podczas walk o Nysę Łużycką w kwietniu 1945 roku odniósł bardzo ciężkie rany podczas ratowania rannych kolegów.
W spisanych przez wnuczkę wspomnieniach podporucznika, czytamy: "Rozpętało się prawdziwe piekło, grad kul świstał dookoła, ale my parliśmy do przodu. Moi żołnierze trzymali się razem. Wtem spostrzegłem, że jeden z niemieckich pocisków ugodził mego przyjaciela w nogę. Zachwiał się on i upadł. Nie mogłem zostawić go bez pomocy, ponieważ mocno krwawił. Pochyliłem się nad nim, chcąc założyć mu opaskę uciskową, ale w tej chwili przyszedł sanitariusz i zajął się Stanisławem. Zanim pobiegłem dalej rzuciłem okiem na brzeg. Uderzyło mnie to, jak wielu rannych żołnierzy czeka na ratunek, pomyślałem, że niektórzy z nich żywi go nie doczekają. Ten widok wzbudził w moim sersu jeszcze większą zawziętość na wroga. Mocno ściskając w dłoni karabin, biegłem z całych sił do przodu. Byłem już blisko rzeki, gdy niedaleko mnie wybuchł pocisk armatni. Padłem na ziemię, aby osłonić się przed nim, ale niestety byłem zbyt blisko. Zasypał mnie grad odłamków, z których największy mocno zranił mnie w bok, a inny pogruchotał mi kości ręki. Sycząc z bólu, sprawną dłonią pomacałem swoje żebra, palce miałem całe we krwi. Mimo to chciałem poderwać się i iść dalej, niestety nie byłem w stanie tego uczynić. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że śmierć krąży w pobliżu. Przez moją głowę przetoczyła się lawina wspomnień. W myślach zwróciłem się o pomoc do Boga, prosiłem Go, aby nie zabierał mnie jeszcze z tego świata, ponieważ ja mam dla kogo żyć, rodzina mnie potrzebuje. Chwilę później straciłem przytomność. Kiedy otworzyłem oczy, znajdowałem się w szpitalu polowym, gdzie szykowano mnie wraz z innymi ciężko rannymi, do przewiezienia do poznańskiego szpitala".
Piotr Mankiewicz po wojnie sprowadził z Wileńszczyzny swoją rodzinę i osiadł w Żukowie k. Sławna. Tam prowadził zakład krawiecki. Do emerytury pracował też w Spółdzielni Inwalidów w Sławnie. Działał w organizacjach patriotycznych i kombatanckich.
Pogrzeb ppor. Piotra Mankiewicza odbędzie się we wtorek 23 sierpnia. Msza św. rozpocznie się o godz. 11 w kaplicy cmentarnej w Sławnie.