- Przytulamy się do krzyża, w którym jest nasze zbawienie i dziękujemy Bogu za poświadczenie tej miłości poprzez działalność Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, bo to z krzyża Jezusa wypływa dzieło bezinteresownego służenia drugiemu człowiekowi - mówił bp Krzysztof Włodarczyk.
Koszaliński kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego na kilka godzin stał się stacją peregrynacji krzyża św. Jana Pawła II. Krucyfiks, który towarzyszył papieżowi podczas ostatniego nabożeństwa Drogi Krzyżowej wędruje po Polsce, docierając do ośrodków świadczących pomoc osobom bezdomnym. Peregrynacja jest częścią obchodów jubileuszu Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta oraz przygotowuje do mającego się wkrótce rozpocząć Roku św. Brata Alberta.
Krzyż przyjechał w nocy do schroniska prowadzonego przez koszaliński oddział Towarzystwa, a od rana wystawiony był w kaplicy kościoła oo. franciszkanów. Wieczorem wierni uczestniczyli we Mszy św., podczas której uroczyście wprowadzono krucyfiks.
- Wierzymy, że Jezus, jedyny Syn Boży, z miłości przyjął cierpienie i śmierć dla naszego zbawienia. Tylko On mógł doprowadzić ludzi do Ojca, naszego Stwórcy. Krzyż jest mostem nad przepaścią między człowiekiem, który przez nieposłuszeństwo odwrócił się od Boga i nie jest już w stanie sam wrócić do Niego. Nie ma innej drogi. Tylko miłość Jezusa Chrystusa była w stanie nas wykupić - mówił bp Krzysztof Włodarczyk, który przewodniczył uroczystości.
Przypominał również, że krzyż jest zaproszeniem do miłości ofiarnej i do dawania siebie innym, co od 35 lat czynią pracownicy, wolontariusze i przyjaciele TPBA.
- W ten sposób stajemy się głosicielami Bożej miłości, której szczytem jest sakramentalna ofiara miłości. Dziękuję Towarzystwu Pomocy im. św. Brata Alberta, że realizuje tajemnicę krzyża w konkretnej pomocy drugiemu człowiekowi. To miłość bezinteresowna, na wzór naszego Pana Jezusa Chrystusa, który przez swoją ofiarę dał największe świadectwo miłości - zauważał biskup i zachęcał:
- Kiedy będziemy wpatrywali się w krzyż, pozostanie nam jedynie przyjąć postawę nieskończonej wdzięczności za miłość Boga, za ofiarę, która zapłaciła rachunek za nasz grzech, zamykający nam drogę do nieba.
Na Mszy św. i adoracji byli także mieszkańcy koszalińskiego schroniska. Pan Janusz przyznaje, że spędził wcześniej przy krzyżu kilka nocnych godzin.
- Inaczej się patrzy na krzyż, jak człowiek sam poczuje cierpienie i osamotnienie. Przychodzą różne myśli, refleksje, kiedy się przed nim staje - kiwa głową.
- W schronisku, chociaż wszystkie nasze życiorysy są pogmatwane, raczej nie rozmawiamy o tym, co nam się nie udało. Niewiele osób chce mówić przecież o swoich porażkach, bo wstyd. Trzyma się to zamknięte w szufladkach w głowie. O tym opowiada się Jezusowi, stając pod krzyżem i prosząc, żeby wyciągnął człowieka na prostą - wyjaśnia.
Krzyż, który odwiedził Koszalin dla wielu ma wyjątkowe znaczenie, bo związany jest ze św. Janem Pawłem II. To dzieło artysty samouka z niewielkiej wsi w Bieszczadach. Wyrzeźbił go dla swojej sparaliżowanej po wypadku żony. Potem został ofiarowany Ojcu Świętemu przez pielgrzymów z tej miejscowości. Krucyfiks ten towarzyszył Janowi Pawłowi II podczas ostatniej, pamiętnej Drogi Krzyżowej, w której już nie mógł bezpośrednio uczestniczyć. Cały świat obiegły zdjęcia przytulonego do krzyża, cierpiącego papieża i wyryły się w sercach wielu wiernych.
- To była wielka lekcja pokory, ale i godności człowieka, a także tego, że nasz jedyny ratunek i nadzieja płyną z krzyża - mówi pani Bożena, która na adorację do kościoła oo. franciszkanów przyjechała specjalnie z pobliskiej miejscowości.
- Bardzo zależało mi na tym, żeby móc się choć chwilę pomodlić przy tym krzyżu - dodaje.
Na dzisiejszą noc krzyż św. Jana Pawła II wrócił do koszalińskiego schroniska TPBA. Jutro rano zostanie przewieziony do Słupska.