W tym roku oprócz transparentów i chorągiewek słupszczanom przydały się jeszcze parasole. Po raz czwarty ulicami miasta przeszedł Marsz dla Jezusa.
Mimo mniejszej frekwencji niż w ubiegłym roku, ale z pewnością w równie gorącej atmosferze mieszkańcy Słupska zamanifestowali swoją wiarę wychodząc poza kościelne mury.
- Idziemy, żeby dać świadectwo wierności Chrystusowi, Kościołowi i naszemu sumieniu. To tradycja, która zachęca nas, byśmy odważnie mówili o naszej wierze - zapraszał bp Krzysztof Zadarko, który przewodniczył Mszy św. w słupskim sanktuarium św. Józefa.
W homilii biskup przestrzegał przed poddawaniu się dyktatowi źle rozumianych „poprawności” i płynięciu z „głównym nurtem”.
- Stworzył się nurt myślenia, który zakwestionował wszelkie definicje pochodzące od Boga. Człowiek „nowoczesny” i „postępowy” nawet nie pyta Boga, co On na ten temat myśli, tylko sięga coraz to dziwniejsze konstelacje, coraz dziwniejsze definicje człowieka, rodziny. W imię poprawności politycznej i bycia w maistreamie kwestionuje się wszystko, co zapisane zostało w Biblii - przypominał i dodawał, że nie da się sensownie żyć, jeśli człowiek nie zdobędzie się na odwagę:
- Jeśli nie zdobędziemy się na nieustanną rewizję tego, skąd wyszliśmy, co odziedziczyliśmy i co tak głęboko jest w naszym sercu - dodał.
Jak przyznaje ks. Robert Stwora, opiekun słupskiej Wspólnoty św. Krzysztofa Szkoły Nowej Ewangelizacji, która organizuje marsz, wyjście na ulicę pod sztandarami Jezusa nie jest dzisiaj prostą sprawą, nie tylko ze względu na padający deszcz.
- W ogóle, żeby być uczniem Jezusa potrzeba odwagi. Nie wystarczy nalepiona rybka na samochodzie, czy lusterko oplecione różańcem. Potrzeba konkretnego opowiedzenia się za Jezusem. Są miejsca na świecie, gdzie uczniów Chrystusa się prześladuje, gdzie trwanie przy Nim kosztuje naprawdę wiele, ale i u nas ktoś, kto deklaruje się jako wierzący niejednokrotnie słyszy, że jest „ciemnogrodem”, „katolem”, „moherem” czy „nawiedzonym” - zauważa.
Krzysiek uważa, że jest człowiekiem odważnym. Chorągiewkę z napisem „Jezus żyje!” zatknął za kierownicę roweru i dziarsko ruszył na ulicę.
- Potrzeba trochę odwagi i samozaparcia. Nie zawsze jest łatwo i przyjemnie, czasami trzeba się zapierać samego siebie i świata. Może świat mnie skrytykuje, może nawet korona mi z głowy spadnie, ale ja mam pewność, że idę ścieżką wiodącą do zbawienia. Mam kontakt z różnymi środowiskami i nie zawsze są to ludzie wierzący, wtedy bywa trudno powiedzieć: ja wierzę w Boga, mam swoje zasady i wartości. Ale ja się nie boję – mówi nastolatek.
- Skoro doświadczyłem tego, co Jezus może dokonać w naszym życiu i że warto Mu zawierzyć, to chcę o tym opowiadać innym ludziom. To też forma ewangelizacji, której potrzebuje świat: my musimy zwrócić uwagę świata – dodaje.
Trzymiesięczny Pawełek wprawdzie marsz przespał w wózku, szczelnie zabezpieczony przed deszczem, ale towarzysząca mu mama i starszy brat nie przestraszyli się deszczu.
- Dla Jezusa można nawet zmoknąć - śmieje się pani Kasia. – To, że przyjechaliśmy tu dzisiaj z drugiego końca miasta i, mimo nie najlepszej pogody, nie zastanawialiśmy się nawet nad tym, żeby nie wziąć udziału w marszu, to nasze świadectwo dla innych - dodaje.
Zanim wyszli na ulicę uczestnicy marszu zawierzyli się opiece św. Józefa.
- Święty Józef jest symbolem człowieka, który nieustannie zmaga się, jak myśleć nie „po ludzku”, ale „po Bożemu”. Kiedy zmaga się z dylematem, co zrobić z przyszłą żoną, która jest w stanie błogosławionym, kiedy nie wie, co zrobić, gdy całej rodzinie grozi niebezpieczeństwo, kiedy myśli, jak odpowiadać za dorastającego Jezusa jest swego rodzaju patronem ludzi, którzy mają w swoich sercach dylemat: słuchać Boga czy ludzi. Oddając św. Józefowi całe to miasto, szczególnie powierzajmy mu tych, którzy mają wpływ na kształtowanie sumień: rodziców, nauczycieli, dziennikarzy, rządzących, aby to, co robią było nieustannym odwoływaniem się do głosu Boga - mówił bp Zadarko.
Pan Zbyszek, któremu towarzyszyła żona i dwójka dzieci, przyznaje, że przez całą drogę pod słupski ratusz rozmyślał o św. Józefie.
- Niby chodzimy do kościoła, pilnujemy modlitwy, staramy się żyć zgodnie z wiarą, ale łapię się na tym, że czasami trudno wyjść z ramek i myśleć po Bożemu, zapraszać Jezusa stale do swojego życia, konsultować z Nim wszystko. Łatwo poddać się presji otoczenia i równie łatwo uznać, że samemu wie się lepiej - kiwa głową.
- Dzisiaj Jezus przypomniał nam, żebyśmy się zawsze kierowali swoim sumieniem, głosem Boga i liczyli się z tym, że nie raz będzie nas to kosztowało krzyż. Idąc za jego głosem poszliśmy ulicami Słupska, mając wokół siebie i takich, którzy się przyglądali, może dziwi, a może nawet gorszyli. Szliśmy, mając w sercach radość i muzykę. One wypływają z najważniejszego przekonania: że Jezus Chrystus jest Panem! Trzeba nam to nieustannie powtarzać - mówił bp Zadarko na zakończenie maszerowania.
Uczestnicy marszu podchwycili tę myśl, skandując „Jezus jest naszym Panem” i „Jezus jest naszym Królem”.
- Trzeba nam to powtarzać, bo jest wiele osób, które nie wierzą, albo wierzą zbyt słabo. Potrzeba ludzi, którzy mają odrobinę odwagi i odrobinę wolności, by nie oglądać się na względy ludzkie, ani nie oglądając się na pogodę, wyznawać wiarę w moc Jezusa i w ten sposób pokazywać, że On jest dzisiaj nieustannie obecny. To bardzo nam potrzebne, ale także tym, którzy przyglądają się z boku i jeszcze nie mają odwagi, by pójść za Jezusem - dodał biskup.
Na zakończenie marszu, pod ratuszem, uczestnicy marszu zawierzyli siebie, swoje rodziny i swoje miasto Jezusowi, a później uczestniczyli w koncercie słupskiego zespołu ewangelizacyjnego Yam Kinneret.