Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Duchowa prowokacja

– Teraz nikt nie będzie pytać: „Gdzie jest ten wasz kościół?”. Widać go z daleka – cieszą się mieszkańcy Wyczech.

Czekali na to od dawna, od czasu, gdy zwykły dom mieszkalny zamienił się w świątynię pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. – 40 lat temu nikt by nie powiedział: „w naszym kościele”. Kto by pomyślał, że tu, gdzie mieszkały rodziny, zamieszka w tabernakulum żywy i prawdziwy Jezus? – cieszy się ks. Igor Mackiw, proboszcz parafii Bińcze, do której należy kościół w Wyczechach.

Brakowało tej wieży

Zarówno mieszkańcy wsi, jak i pielgrzymi, którzy na piechotę przyszli z kościoła parafialnego na to święto, z dumą spoglądają na kościelną wieżę, którą chwilę wcześniej poświęcił bp Edward Dajczak. – Brakowało tu tej wieży, bo przecież wielu z nas pamięta, że to był zwykły dom, że mieszkali tu ludzie. A teraz już nikt nie ma wątpliwości – mówią z zadowoleniem Janina i Zenon Czempińscy. Nie brakowało takich, którzy do ostatniej chwili ciężko pracowali, by uroczystości odpustowe zapiąć na ostatni guzik. – Kto mógł, ten przyszedł. Jedni kosili, drudzy grabili. Potem trzeba to było wszystko wywieźć, pozamiatać. Jeden pan calutki dzień czyścił polbruk przed kościołem! A jakby pani wczoraj zobaczyła, jak kobiety na podnośniku oplatały tę naszą wieżę wieńcem! – opowiada pan Zenon z szerokim uśmiechem.

– Kościół to podstawa. Bo dzięki niemu jesteśmy wspólnotą. Tu była taka zbieranina: do PGR-ów pozganiali ludzi z całej okolicy, pobudowali bloki, ale każdy żył sam sobie – dodaje. – Zawsze znajdą się tacy, którzy krytykują albo tylko patrzą z boku. Ale dla tych, którzy się angażują, kościół jest czymś integrującym. Nie brakuje ludzi bardzo oddanych i jest za co Bogu dziękować – potwierdza ks. Mackiw.

Nagrany, ale udany

Kościół w zwykłym budynku mieszkalnym z lat 30. ubiegłego wieku jako pierwszy zobaczył ks. Leon Guss. Marian i Florentyna, rodzice pierwszego proboszcza binieckiej wspólnoty, kupili pół budynku z myślą o przekształceniu go w świątynię. Sześć lat później drugą część domu zakupił następny proboszcz, ks. Marian Kopeć. – Nie było łatwo, przeszkód było wiele, ale dzięki Bogu i dobrym ludziom, którzy nie szczędzili pieniędzy, swojej pracy i modlitwy, udało się pierwszą Mszę św. odprawić w 1982 r. To była Pasterka – wspomina dziś duszpasterz, który zasłużoną emeryturę spędza po sąsiedzku, w Czarnem. Kolejni proboszczowie i wierni z Wyczech też nie szczędzili sił, żeby ich kościół piękniał. Tylko jednego brakowało. – Bo i jaki to kościół bez wieży? – wzruszali ramionami. Po latach starań ich marzenie się spełniło. – Ta wieża jest swego rodzaju duchową prowokacją. Ma być drogowskazem, żeby swoje życie kierować ku górze, ku Bogu, a zwieńczający ją krzyż jest szczególnie istotny i trzeba ku niemu nieustannie kierować wzrok – przypominał bp Edward Dajczak, który przewodniczył uroczystościom w Wyczechach. – Niech ten jeszcze jeden krzyż, wyniesiony najwyżej w waszej wsi, będzie wołaniem. Niech będzie dla was zawsze widoczny. Ale może trzeba trochę inaczej popatrzeć na krzyże: w naszych mieszkaniach, na szyjach. Może trzeba częściej brać je do ręki, przytulać. I nie chodzi o ten kawałek metalu czy drewna, ale o miłość – bezwarunkową, chcącą ciągle wskrzeszać. I trzeba powtarzać sobie: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” – zachęcał. Z nowej kościelnej wieży rozchodzi się po polach dźwięk dzwonu, wprawdzie tylko nagrany, ale całkiem udany. – Niektórzy mówią, że odkąd słychać dźwięk dzwonów pół godziny przed Mszą św., to jakby bardziej ludzkie sumienia rusza – śmieje się ks. Igor Mackiw. – Mam nadzieję, że dzięki temu, że kościół materialny pięknieje, będzie pięknieć też ten duchowy. Chciałoby się bardzo, żeby budować duchowo, nie tylko z cegieł – dodaje.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy