Patrząc na tę grupę, można na chwilę zapomnieć o stereotypie Kościoła żeńskokatolickiego. Ponad 100 mężczyzn rozważało teksty Apokalipsy św. Jana podczas rekolekcji w koszalińskim CEF.
Przyjechali z różnych stron diecezji. Na co dzień posługują w swoich parafiach jako nadzwyczajni szafarze Komunii św.
Jak mówią, funkcja, którą pełnią, jest dla nich nie tylko konkretnym zadaniem, ale także okazją do osobistego rozwoju duchowego. - Dzięki temu, co robię, postanowiłem nie tyle poprawić swoje życie, co je zmienić. Przecież skoro mam rozdawać Komunię św., muszę być tego bardziej godny - stwierdza Tadeusz Jochaniuk ze Szczecinka.
Nadzwyczajni szafarze to mężczyźni, którzy ukończyli 35. rok życia. Są wśród nich ludzie różnych zawodów. Uczestnicy liturgii patrzą nieraz z niedowierzaniem, kiedy podchodzą do Komunii św. do kogoś, kogo widzieli wcześniej np. w biurze jakiegoś urzędu albo na miejscu kierowcy w autobusie.
Eugeniusz Zarębski ze Szczecinka jest kominiarzem i uśmiecha się na samą myśl, że ktoś, kto spotkał go wcześniej w pracy, ubranego od stóp do głów na czarno, w kościele widzi go w białej albie i słyszy z jego ust wezwanie: "Ciało Chrystusa".
Nadzwyczajni szafarze to mężczyźni w różnym wieku. Muszą mieć ukończone 35 lat. Górnej granicy nie ma ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Wielkim przeżyciem dla nadzwyczajnych szafarzy jest także zanoszenie Komunii św. chorym w domach. - To niesamowite doświadczenie, które trudno opisać - przyznaje Leszek Seheńczuk ze Szczecinka. Mężczyzna wspomina dni, kiedy chodził z Panem Jezusem do chorej żony swojego kolegi. - Jeździłem tam samochodem. To niezwykłe przeżycie, kiedy człowiek uświadomi sobie, jakiego ma... Pasażera - stwierdza. - Mimo wszystko, pasy warto zapiąć - dodaje z uśmiechem.
Jerzy Słaby z Dąbek w ogóle został szafarzem właśnie dzięki posłudze chorym. - Ksiądz przychodził z Komunią św. do mojej mamy. Przy okazji wizyt rozmawialiśmy i tak od słowa do słowa doszliśmy do tego, że i ja mógłbym być szafarzem - opowiada mężczyzna, który doświadczył dobrodziejstwa posługi, którą teraz sam pełni wobec innych.
Niemal wszyscy nadzwyczajni szafarze twierdzą, że rozdawanie Komunii św., dotykanie Najświętszego Sakramentu, jest dla nich ogromnym przeżyciem. Jan Fleran z Polanowa, który posługę pełni już od 20 lat, wciąż pamięta swoje pierwsze chwile jako szafarz. - Strasznie trzęsły mi się ręce. Trudno było wziąć hostię do ręki. Dopiero później dotarło do mnie, że trzymam w ręku Boga - mówi.
Wśród nadzwyczajnych tworzą się także znajomości, a nawet przyjaźnie ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Celem rekolekcji, które odbywały się w koszalińskim CEF od 4 do 6 listopada, było m.in. właśnie to, aby nadzwyczajni szafarze, często po latach pełnienia tej posługi, nie stracili poczucia obcowania z Tajemnicą.
- Zatrzymaliśmy się nad treścią 7 listów do Kościołów, które znajdują się w Apokalipsie św. Jana. One są bardzo aktualne dla każdego chrześcijanina, a szczególnie dla tych z nas, którzy pełnią jakąś posługę w Kościele - mówi o. Marek Kordecki, redemptorysta, prowadzący rekolekcje.
- Pada tam np. pytanie o pierwotną gorliwość. Musimy je sobie nieustannie zadawać, ponieważ grozi nam wejście w rutynę. Świętość Boga może stać się czymś zwyczajnym. Trzeba więc ciągle rozpalać w sobie pierwotną miłość, od której wszystko się zaczęło. Aby to mogło się stać, trzeba przede wszystkim pielęgnować relację z Jezusem. To niby dla wszystkich jest jasne, ale zbyt często skupiamy się na rzeczywistości ujętej jurydycznie. Pytamy, co wolno, czego nie wolno - co, oczywiście, też jest ważne - ale nie możemy zapominać, że w wierze chodzi przede wszystkim o relację. Spotkanie z Jezusem Osobą to podstawa. Inaczej staniemy się rzemieślnikami, jako księża, albo jako szafarze - przestrzega duchowny.