Mieszkańcy Darłówka wspominali tych, którzy nie wrócili na ląd i tych, którzy morzu oddali siły i zdrowie.
Na wieczorne nabożeństwo do kościoła św. Maksymiliana Kolbego parafianie przyszli z wiankami. A także z nazwiskami wypisanymi nie tylko na kartkach i w sercach. W drodze do portu na przesuwanych w zgrabiałych palcach paciorkach różańca odliczali też kolejnych ludzi morza, którzy odeszli na wieczną wachtę.
- Wszystkie te nazwiska znam. To sąsiedzi, znajomi, a także moi uczniowie i ich rodzice. W rak małej społeczności wszyscy się znamy przecież - Joanna Szymońska wzruszona ociera oczy.
- W mojej rodzinie nikt nie pływał, ale każdą taką śmierć się pamięta. Najbardziej chyba przeżyłam śmierć Mirka Gagiewa, syna mojej wychowawczyni. Może dlatego, że miałam wtedy kilkanaście lat. Zawsze wiosną przychodzę tutaj, żeby się pomodlić - emerytowana darłowska nauczycielka przebiega wzrokiem 19 nazwisk wypisanych na tablicy u stóp białej Madonny trzymającej w rękach rybacką sieć.
Z pamięcią o nich wrzucili do portowego kanału swoje wianki. Ale nie tylko za tych, którzy nie wrócili z morza się modlili. Polecali Bogu także tych, którzy pracy oddali zdrowie i siły.
- Pamiętamy o tych, którzy zginęli, nie zapominamy o tych, którzy zmarli na lądzie. Mój mąż już nie pływa, bo zachorował, ale syn pływa. Bardzo wielu rybaków z załogi męża czy syna już nie żyje. W przeciągu 30 lat chyba 30 umarło, przeważnie na serce. I to wcale nie starzy ludzie. To bardzo jest ciężka praca - przyznaje Teresa Rojek. - My wszyscy się znamy, więc, kiedy ktoś nie wraca z morza, wszyscy to przeżywamy. Każdy sztorm, każda awaria, każde zaginięcie to stres - dodaje.
Szczególnie dobrze wiedzą o tym żony, matki, siostry - kobiety, które zostają na brzegu.
- To nasza szczególna rola chwytać za różańce, modlić się za wszystkich, którzy właśnie są w morzu. Z czasem można się trochę przyzwyczaić, ale strach w sercu jest, cały czas obserwuje się morze, nasłuchuje wiatru. Ale ile to nocy nieprzespanych, kiedy człowiek martwił się nie tylko za najbliższych, ale też za znajomych - kiwa głową pani Teresa.
- Do wypadków na morzu dochodzi na szczęście rzadziej. Przez dwa i pół roku, kiedy tu pracuję, nie zdarzyło się ani razu, żeby któryś z parafian nie wrócił z połowu do domu. Ale morze jest żywiołem nieobliczalnym, nie raz tego doświadczamy - przyznaje o. Sebastian Fierek, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana M. Kolbego i przełożony tutejszego klasztoru. To z inicjatywy ojców franciszkanów po raz pierwszy w Darłówku odprawiono nabożeństwo wspominkowe za ludzi morza.
- Postanowiliśmy zaprosić na nie w 25. rocznicę poświęcenia pomnika stojącego przy portowym kanale. Został on ustawiony ku pamięci tych, którzy nie wrócili ze swojego ostatniego rejsu. Teraz rybaków zostało niewielu, ale w Darłówku chyba każdy ma w rodzinie kogoś, kto pływał na kutrach albo był marynarzem, więc jest się za kogo modlić. Mam nadzieję, że na modlitwie za ludzi morza, nie tylko za zmarłych, będziemy gromadzić się częściej - dodaje o. Sebastian.