Symboliczne zamknięcie Bram Miłosierdzia w kościołach i koniec Nadzwyczajnego Jubileuszu nie oznaczają kresu oddziaływania Bożego miłosierdzia ani naszego podążania za nim.
Przypominał o tym wiernym bp Edward Dajczak, który w koszalińskiej katedrze przewodniczył Mszy św. zamykającej Rok Miłosierdzia. Podczas uroczystości dokonano również Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Chrystusa za Pana i Króla. – Miłosierdzie Boga jest zawsze bez warunków wstępnych, ale nie może pozostać bez konsekwencji. Dlatego Rok Miłosierdzia i królowanie Jezusa w nas jest zadaniem: by w naszych sercach, twarzach, rękach, ludzie czytali Ewangelię. By widzieli, że nasz Pan i Król nawet z tak ułomnego człowieka potrafi zrobić kogoś wspaniałego. Nic się nie skończyło, wszystko się zaczęło – zaznaczał w homilii. W rozmowie z „Gościem Niedzielnym” hierarcha podkreślał, że takie akty są potrzebne, by nie popaść w zobojętnienie. – Mamy zbyt wielu letnich. Zapytani, nie deklarują ateizmu, ale nie ma w nich ani ognia Ducha Świętego, ani odruchu miłości, ani nawet pragnienia. Potrzeba nam wspólnot o jasnym, klarownym, ewangelicznym sposobie życia. Patrząc na nich ci, którzy są letni, będą pytać: jak oni to robią? Dlaczego są gorący? Czeka nas spore odrodzenie, temu służą takie akty, temu też ma służyć trwający w diecezji synod. Zwietrzała sól do niczego się nie nada – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.