W sali kominkowej koszalińskiej parafii św. Wojciecha płonie ogień. Ten na policzkach widzów. Maluchy oglądają "Opowieść wigilijną".
W niedzielę 18 grudnia przed prowizoryczną sceną siedzi w bezruchu na materacach gromada maluchów. Głowy zadarte w górę, oczy wpatrzone w kukiełki. Klasyczna "Opowieść wigilijna" Karola Dickensa trochę bawi, a trochę przestrasza, głównie jednak poucza, że święta Bożego Narodzenia to dobry czas na okazywanie serca.
Powód przedstawienia jest zacny, bo dochód ze spektaklu, czyli dobrowolny datek do puszki, przeznaczony jest na wsparcie dzieci z Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci i Dorosłych.
- Dzisiaj pracujemy charytatywnie, miałem taką potrzebę serca - powiedział Maciej Szreder, tworzący wspólnie z żoną Ewą objazdowy teatr kukiełkowy Frajda. - Udało się nam znaleźć wolny termin, no i nie musieliśmy daleko jechać, bo jesteśmy z tej parafii. Chciałem, żebyśmy przed świętami zrobili coś bezinteresownie: dali dzieciom uśmiech, wprowadzili widzów w piękny świąteczny klimat.
- Dzieci są przyzwyczajone do bajek telewizyjnych, natomiast kontakt ze sceną daje coś innego. Dodatkowo lalka, w odróżnieniu od aktora występującego na scenie, ma tę zaletę, że jest rekwizytem bliskim dzieciom, przecież one na co dzień bawią się lalkami - wyjaśnia Ewa Szreder. Jej mąż dodaje, że przebranie aktora jest umowne, a tym samym trudniej przemawia do dzieci, natomiast kukiełka to gotowa postać, dokładnie taka, jaką jest w zamyśle twórcy.
Państwo Szrederowie wiedzą, o czym mówią, ponieważ sami wykonują swoje kukiełki oraz scenografię.
Kilkudziesięciominutowe przedstawienie zbiera burzę oklasków. Potem dzieci mogą zabawić się w dobre duchy - bohaterów opowieści, mówiących dziwnym, bo przesterowanym głosem. Pomysł spektaklu od razu przypadł parafianom do gustu. Rozeszło się tyle kart wstępu na "Opowieść wigilijną", że aktorzy Frajdy dali jednego wieczora dwa przedstawienia.