Niemal tysiąc osób przyodzianych w korony uczestniczyło w tegorocznym Orszaku Trzech Króli, który przeszedł ulicami Wałcza.
Głównym organizatorem orszaku była działająca przy parafii pw. św. Antoniego wspólnota Żywego Różańca i jej szefowa Małgorzata Sierpińska. Pomogli również członkowie innych wspólnot.
- Najtrudniej było nam zgrać ze sobą wszystkie osoby - przyznaje zelatorka. - Mieliśmy prawie 80 aktorów, a nie mieliśmy wcześniej żadnej próby, działaliśmy spontanicznie. Na szczęście wszyscy, a szczególnie młodzież, byli bardzo chętni do współpracy.
Orszak ruszył spod kościoła oo. kapucynów. Na jego czele szedł z gwiazdą betlejemską Jerzy Kuśmirek. - To dla mnie i mojej żony jedna z najpiękniejszych chwil w roku - mówi. - To chwila, która pozwala nam być wśród ludzi, pokazać im, że wspólnie możemy zdziałać wiele wspaniałych rzeczy. A jeśli jeszcze czuwa nad tym Pan, to nie ma nic piękniejszego. Tu jest zgoda, miłość, ciepło i ogromna radość. Bardzo chciałbym, żeby tak było codziennie.
Za gwiazdą podążali konno dwaj jeźdźcy, a za nimi maszerowali pozostali członkowie orszaku: rycerze, młodzież z flagami, Święta Rodzina z Dzieciątkiem Jezus, podróżującym na wozie ciągniętym przez pasterzy, Trzej Królowie z darami, schola śpiewająca kolędy i tłumy przystrojonych w korony wałczan.
Cały orszak przeszedł głównymi ulicami Wałcza, a swój przemarsz zakończył pod Domem Zakonnym na ulicy Orlej. Tu królowie złożyli pokłon maleńkiemu Jezusowi i wręczyli mu dary. Drobne upominki otrzymały od nich także uczestniczące w orszaku dzieci, a dorosłych obdarowano czekoladowymi "dukatami". Wszyscy chętni mogli także rozgrzać się serwowaną przez braci kapucynów gorącą herbatą.
- Z roku na rok orszak jest coraz bogatszy - podkreśla proboszcz parafii pw. św. Antoniego o. Marek Metelica. - Niektóre stroje zostają, dorabiamy też nowe, bo udaje nam się pozyskiwać nowych sponsorów, którzy nas wspomagają. Jest coraz bardziej kolorowo, ale już nasuwają nam się nowe pomysły, co można by zrobić, żeby ten orszak był jeszcze bardziej barwny.
W role Jezusa, Maryi i Józefa wcielili się w tym roku Karina i Bartosz Zasadowie oraz ich... maleńka córeczka. Jak zapewniają, niska temperatura wcale ich nie wystraszyła. - Liczyliśmy na to, że będzie dobra pogoda, i udało się, nie było aż tak zimno - mówi pani Karina.
- Ojciec proboszcz zapewniał, że wymodli dobrą pogodę i dotrzymał słowa - dodaje jej mąż. - Nie trzeba nas było długo namawiać, zdecydowaliśmy się w dwie minuty. To przecież zaszczyt uczestniczyć w takim orszaku, i to w dodatku w roli Świętej Rodziny. Dla mnie rewelacja!