Na ulicach było dość chłodno – tak diecezjanie oceniają łotewskie spotkanie w duchu Taizé. I nie o stopnie Celsjusza chodzi, lecz raczej o temperaturę emocji.
Do Rygi przybyło 15 tysięcy młodych. To znacząco mniej niż podczas poprzednich spotkań. Polaków było ponad 4 tysiące, w tym 48 z naszej diecezji: 28 z Koszalina i 20 z Wałcza. – Brakowało Portugalczyków, Hiszpanów, Włochów; z nimi zawsze było dużo zabawy, tańca – ocenia towarzyszący pielgrzymom ks. Andrzej Pawłowski z wałeckiej parafii pw. św. Mikołaja.
Nie śpiewać w autobusie
Nie bez znaczenia była także powściągliwość samych Łotyszy. Pielgrzymi ESM, przyzwyczajeni do entuzjastycznego witania ich na ulicach, w tramwajach i metrze, tym razem czuli się nieco jak intruzi. – Chociaż na noclegach spotkaliśmy się z życzliwością gospodarzy, to ci, którzy nas widzieli śpiewających w autobusie, tramwaju, byli sceptyczni. Odnosiliśmy wrażenie, że zakłócamy im porządek. Na uśmiechy przechodniów nie bardzo mogliśmy liczyć – dodaje duszpasterz. Joanna Osiadacz z Koszalina, która po raz szósty ruszyła ze Wspólnotą Braci z Taizé na sylwestrowo-noworoczne święto narodów, również dostrzegła ten dystans. – Ryga jest mocno zróżnicowana wyznaniowo, przesiąknięta chłodną kulturą wschodnią. Jednak na długo pozostanie w pamięci dzięki tym ludziom, którzy otworzyli nam swoje serca oraz domy i na swój sposób cieszyli się wiarą razem z nami – mówi. I nie miały znaczenia preferencje wyznaniowe. Katolików z otwartym sercem przyjmowali pod swój dach zarówno prawosławni, jak i protestanci.
Sposoby na braterstwo
Nie dopisali południowcy, ale za to wiele osób przyjechało do Rygi ze wschodu: z Ukrainy, Rosji i Litwy. Przybyli też Niemcy oraz Szwedzi. Dzięki spojrzeniu tych ostatnich na problem uchodźców – otwartemu na przyjmowanie uciekinierów wojennych, a także w ogóle muzułmanów we własnym kraju – ożywiały się dyskusje w grupach. Rozmawiano o szczęściu, o poszukiwaniu pokoju w dzisiejszych czasach i o nadziei. – Zależało mi, żeby rówieśnicy z innych kultur podzielili się z nami własnym spojrzeniem na współczesny świat, który w ostatnim czasie stał się niebezpieczny i nieufny wobec obcych. I żebyśmy prowadzili dialog – mówi J. Osiadacz. – Dobrze, że mamy wiarę i że spotykamy się w dobrym celu, by budować most zaufania między sobą. Łukasz Kołtun z Wałcza właśnie te rozmowy pod hasłem „Wybierać życie w prostocie, aby dzielić się z innymi” uznaje za mocną stronę ESM. – Byłem w grupie z Ukraińcami i Szwedami. Bardzo podobało mi się, że rozmawialiśmy tak szczerze. Codziennie podejmowaliśmy inny temat, według tego, co brat Alois zaproponował nam na najbliższy rok, np. „Wytrwać w nadziei” – relacjonuje nastolatek. – To było coś niezwykłego: osobiste wyznania, czasem o bardzo trudnych sprawach. Ale nie kończyło się na samej rozmowie, po spotkaniu mieliśmy zadanie: wprowadzać nasze wnioski w życie. Szczególnie zapamiętałem opowieść jednego chłopaka z Ukrainy, który idee braterstwa realizował, podróżując po świecie. Bogaty program ESM zapowiadany przez organizatorów sprawił, że Paweł Zieliński z Wałcza cieszył się, że pozna łotewską kulturę. – I było tego naprawdę dużo – mówi o wizycie w katedrze prawosławnej, luterańskim kościele św. Piotra, muzeum narodowym oraz uczestnictwie w konferencji naukowej i koncertach muzyki ludowej oraz gospel. – Nie spodziewałem się jednak, że poznam również kulturę ukraińską, szwedzką i litewską. Zaskoczyło go też to, że stał się odpowiedzialny za część rówieśników jako animator jednej z grup. Jednak nie czuł się w tym zagubiony, bo wiele razy doświadczał Bożej opieki. Zawarte przez niego znajomości z mieszkańcami europejskich krajów zapewne się pogłębią, bo Paweł nie omieszkał wymienić się z nimi adresami i zamierza rozwijać przyjaźnie. – To było moje pierwsze spotkanie Taizé, ale na pewno nie ostatnie – podsumowuje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się