4 tys. jajek, 150 kg ciasta, 60 kg wędlin, 20 wiaderek sałatek i nieprzeliczone ilości serca włożonego w przygotowania. W Słupsku 8 kwietnia odbyło się śniadanie wielkanocne dla samotnych i potrzebujących.
Po raz 11. Caritas parafii pw. św. Jacka zaprosiło osoby samotne, starsze lub ubogie na przedświąteczne spotkanie w klimacie wielkanocnej radości. Do stołu zasiadło niemal 800 osób. To zdecydowanie mniej niż w poprzednich latach, gdy liczba biesiadników sięgała 1,5 tys. Ale spadek ilości gości zdecydowanie nie martwi organizatorki świątecznych spotkań przy stole.
- Chyba żyje się ludziom trochę lepiej. Wcześniej przychodziły całe rodziny. Odkąd jest program 500 + jest ich zdecydowanie mniej. Ale przychodzi za to więcej osób starszych i samotnych. Cieszę się, że możemy ich wyciągnąć z domu, bo dla wielu z nich to jedna z nielicznych okazji, żeby pobyć z ludźmi - mówi Lidia Matuszewska, szefowa parafialnego zespołu charytatywnego u św. Jacka, a zarazem serce i mózg przedsięwzięcia.
Pani Alina, chociaż mieszka w pobliżu Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, gdzie odbywają się śniadania wielkanocne, przyszła na nie po raz pierwszy.
- Do tej pory było mnie stać, żeby nie przychodzić. Teraz ciężej mi się żyje. To ciężki rok. Nie mam ani gazu, ani światła, czekam na pieniądze. Święta też będę sama. Dlatego przyszłam, żeby nie być sama - mówi.
Z to pan Jan pojawiał się już wcześniej.
- Miło, ciepło, karmią i nie każą nic robić, to co miałem nie przyjść - śmieje się. I chwali ciepły żurek. - Taki domowy, jak trzeba - z aprobatą kiwa głową.
- Na bogato - dodaje jego sąsiadka, pani Basia. - Jestem samotna, wdowa. Nie mam już nikogo. Korzystam z każdej okazji, żeby wyjść z domu, do ludzi. Święta też spędzam sama, więc cieszę się, że mogę tuta chociaż trochę rodzinnego klimatu poczuć - przyznaje kobieta.
W tym roku Caritas parafii św. Jacka rozdała ok. 780 zaproszeń na śniadanie wielkanocne. Ale i dla tych, którzy przyszli prosto "z ulicy" nie zabrakło miejsca przy stole, ciepłego żurku i jajek. To zasługa sponsorów i darczyńców, z których wielu chce pozostać anonimowymi. Nie udałoby się zorganizować śniadania także bez młodych wolontariuszy.
Uwijają się między stołami w „firmowych” koszulkach. To uczniowie słupskiego Mechanika.
- Nikogo nie trzeba było namawiać, wystarczyło hasło na facebooku i zgłosiło się ponad 25 osób. Nikomu nie szkoda było soboty. To świetnie, że możemy sprawić komuś radość - mówi w imieniu kolegów i koleżanek ze szkoły Kamil Płatek.
Mnóstwo serca w przygotowanie śniadania włożyli też gospodarze, czyli podopieczni SOSW-u. Młodsi przygotowali wcześniej świąteczne dekoracje, starsi, z zawodówki, uwijają się w kuchni.
- Nasi uczniowie nie mogą się doczekać kolejnych spotkań caritasowskich! Sami potrzebują pomocy, dlatego wiedzą, jak jest ona ważna i chcą dawać ją innym - przyznaje Małgorzata Skóra, dyrektor placówki.
Ilość włożonego serca przekłada się na atmosferę. Goście podkreślają, że ważniejsza od serwowanych potraw jest możliwość spędzenia wspólnie czasu z innymi ludźmi.
- Wszyscy ci ludzie to moja rodzina. Dlatego nie rozdaję „karteczek” z przydziałem tylko zaproszenia na śniadanie. Gospodyni przecież zaprasza gości o domu. To są moi goście. Z każdym porozmawiam, każdego przywitam. Męczące? Bardzo. Ale nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Skrzydeł dodaje mi każda osoba, którą można obdarować sercem - mówi Lidia Matuszewska.