Najwięcej namieszał Nabuchodonozor, choć to znajomość Kościołów, do których kierował swoją wizję św. Jan, zdecydowała ostatecznie o tym, komu przypadło miano najlepszego biblisty.
W tym roku przedmiotem pytań były Księga Daniela oraz Apokalipsa św. Jana. Na etapie diecezjalnym do zmagań z Biblią, zorganizowanych przez „Civitas Christiana”, stanęło ponad 70 uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Początek przygody Z pytaniem o materiały, z jakich zrobiony był posąg we śnie Nabuchodonozora, które zadano najlepszej siódemce wyłonionej po części pisemnej, bezbłędnie poradziły sobie jedynie licealistki z Koszalina oraz uczennica szczecineckiego Zespołu Szkół Technicznych. Ostatecznie pierwsze miejsce zdobyła Natalia Tarnogrodzka z II LO im. Broniewskiego w Koszalinie, wyprzedzając koleżankę z I LO im. Dubois – Alicję Rink i Sandrę Sochan ze Szczecinka. – Nie spodziewałam się zupełnie! Po etapie pisemnym byłam przekonana, że nie awansuję nigdzie dalej! – mówi najlepsza biblistka diecezji. Zwycięstwo dało jej ostatnie pytanie, które okazało się dla niej banalnie łatwe. Przyznaje, że na konkursie znalazła się trochę… przypadkiem.
– Pierwszy raz ktoś mi pokazał, że są konkursy biblijne. I raczej nie czytam na co dzień Pisma Świętego. Ale teraz myślę, że to początek mojej przygody z Biblią – mówi i wcale nie ma na myśli czerwcowych zmagań, podczas których reprezentantki naszej diecezji zmierzą się z młodymi biblistami w Niepokalanowie. Otworzyć drzwi Za sukcesami uczniów stoją cisi bohaterowie: nauczyciele, księża z parafii, rodzice. Ksiądz Adam Fulara, który pomagał Natalii w przygotowaniach, przyznaje, że wiedza młodych biblistów może wprawiać w zakłopotanie. – Wciąż mnie punktują i zawstydzają. Nie mają żadnej litości. I dobrze, bo to motywujące – mówi ze śmiechem. Oprócz Natalii do najlepszej siódemki zakwalifikował się także drugi uczeń „Bronka” Kacper Patan. – Duma? Zdecydowanie! Chociaż to dzieciaki wykonały większość pracy. Ja jedynie starałem się motywować. I mam nadzieję, że nie przestały mnie od tego motywowania lubić – śmieje się katecheta.
Najlepiej sprawdza się „marchewka”, a więc wizja atrakcyjnych nagród, ale sami konkursowicze przyznają, że to jedynie dodatkowy bodziec. Ksiądz Wojciech Marcinkiewicz nie ma wątpliwości, że przygotowania do konkursu różnią się od zakuwania na sprawdzian, o którym szybko się zapomni. – Jestem pewien, że przeczytane słowo Boże zaczyna w nich kiełkować. Naszą rolą jest otwarcie drzwi, zaproszenie. Pierwszy krok muszą zrobić sami. Ale jak już go zrobią, to zwykle idą dalej – mówi katecheta przyszłych leśników. Ma być świeże – Jest część młodych, których nie trzeba przekonywać do Pisma Świętego, bo czują się w nim jak w domu. A jest grupa, która mówi: „o nieee, znowu to samo”. I tu zaczyna się rola katechety: sprawić, żeby Pismo Święte było świeże, interesujące. Jak coś ich zaintryguje, zaczyna się przygoda. Okazuje się, że to, co niby znają, jest nowe. Młodzi mają głód Słowa, głód głosu Boga. Bo Go nie słyszą w swoim życiu – przyznaje s. Maria Bihun, katechetka z Liceum Ogólnokształcącego Towarzystwa Salezjańskiego w Pile. Dlatego konkursowicze, nawet jeśli nie zdobywają pierwszych miejsc, nie czują się przegrani. – Czytam Pismo Święte, staram się w nie wsłuchiwać, a przy okazji konkursu uważniej czytać. Więc – niezależnie od wyniku – ja jestem wygrana – potwierdza Oliwia Drożdż. Michał Tkaczyk ze Szkoły Morskiej w Kołobrzegu czyta Pismo Święte przynajmniej raz w tygodniu w ramach „obowiązków służbowych”. Jest lektorem w swojej parafii. – Biblia jest wciąż aktualna, tyle że trzeba przekładać ją na swoje życie. A to zdecydowanie trudniejsze niż zapamiętanie treści na konkurs – podsumowuje.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się