Zamiast czekać i narzekać zakasują rękawy, lepią pierogi, pieką ciasta i spraszają gości. Mieszkańcy malutkiej wsi ratują swój kościół.
W Glinkach Suchych jest 12 domów, z czego 4 są puste. Półtora kilometra dalej, w Glinkach Mokrych, może jest ich dwa razy więcej. Ale jest też kościół, który służy mieszkańcom obydwu wsi.
- Kościół to właściwie jedyne miejsce, gdzie ludzie mogą się spotkać. Ani u nas, ani u sąsiadów nie ma świetlicy, nie mamy też sklepów. Mamy tylko ten kościół, więc jak możemy o niego nie dbać? - uśmiecha się Weronika Szwałek, wieloletnia sołtys Glinek Suchych i motor napędowy akcji ratowania świątyni.
Ich kościół to dawna kaplica cmentarna. W porastającej kościelny pagórek trawie, między wysokimi drzewami, wciąż można odnaleźć ślady przedwojennej nekropolii. O przeszłości przypominają też dwa, pewnie ostatnie krzyże z ledwie czytelnymi nazwiskami, oparte o okalającą teren kościoła siatkę.
Niewielka świątynia licząca ponad 120 lat otrzymała niedawno nowy dach.
- Nasz kościół nie był w tak złym stanie, jak kościoły w Węgorzewie i Lotyniu, bo jest murowany, z czerwonej cegły. Ale doszliśmy do wniosku, że trzeba w końcu i o niego zadbać. Ciułamy, zbieramy, jedna taca w miesiącu jest przeznaczona na ten cel, a czasem ktoś prywatnie coś dorzuci. Mamy też nasze festyny - wyjaśnia pani sołtys.
Dzięki poprzednim dwóm festynom oprócz nowej dachówki i rynien kościół ma odnowione drzwi i ceglane schody. Teraz zbierają na naprawę okien, a wczesną wiosną chcą ruszyć z przywracaniem pierwotnego stanu wewnątrz świątyni.
Na trzeci festyn każdy coś dał od siebie: a to ulepił pierogi, a to ciasta upiekł. Pani sołtys dała sygnał do rozpoczęcia zabawy strzałem z bombardy, którą przywieźli zaprzyjaźnieni rycerze z Okonka. Razem ze strażakami ochotnikami zapewnili uczestnikom festynu doskonałą zabawę, która zakończyła się tańcami.
- Jestem pełen podziwu i wdzięczności. Ich zaangażowanie jest też mobilizujące dla mnie - nie ukrywa ks. Leszek Kuśmierzak, proboszcz parafii w Lotyniu, do której należy filia w Glinkach. - Jest trudno, bo młodzież wyjeżdża ze wsi, jest nas coraz mniej w parafii, ale mając takich parafian, wiem, że nie grozi nam zamykanie kościołów. Mają świadomość, że kościół nie jest ani proboszcza, ani biskupa, tylko ich. W dzisiejszym świecie to piękne świadectwo i nadzieja na przyszłość.