Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Modlitwa jak deszcz...

...płynęła obficie strumieniami. Choć pogoda uczestników Różańca do Granic nie rozpieszczała, to jednak nie zdołała ich złamać. – Deszcz nie jest nam straszny. To jedna z najwspanialszych sobót – mówi Janina Borowska z Charzyna.

koszalin@gosc.pl W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej Różaniec do Granic odbywał się w 18 nadmorskich miejscowościach. 7 października prawdziwa fala zalała plaże, tym razem od strony lądu. Była to fala modlących się ludzi. W tym przypadku można chyba mówić o różańcowym pospolitym ruszeniu. Z głębi diecezji do kościołów stacyjnych z prawie 100 parafii przybyło nad Bałtyk ponad 7 tys. osób. Jest to liczba pielgrzymów z samych tylko oficjalnie zgłoszonych grup. Do tej rzeszy uczestników trzeba jeszcze doliczyć tych, którzy przyjechali indywidualnie oraz mieszkańców parafii, w których odbywały się spotkania. – Zostawiliśmy domy, różne zajęcia i jesteśmy tutaj, biorąc do ręki różaniec. Jaki jest sens tego wydarzenia? – pytał bp Edward Dajczak zgromadzonych w kołobrzeskiej bazylice. – Dzisiaj na całym świecie będą zapadały różne decyzje: dobre i złe, te, które wspomogą ludzkość, i te, które będą ją krzywdziły. My teraz w pokorze przed Jezusem i z różańcem w ręku, idąc w głąb tajemnic miłości, będziemy dziś służyć światu, pięknie i niezwykle owocnie. To są momenty, które tworzą nową jakość. Jesteśmy tutaj także dla tej części świata, która jest daleko od Ewangelii, zdominowana nienawiścią i zagubieniem, brakiem dróg i nadziei. Świata ludzi, którzy się gubią – podkreślił biskup.

I co z tego, że pada?

– Przyszłam tutaj na Jej zaproszenie – mówi Anna Czerwiec z Ustki. Mieszkanka kurortu czuje się bardzo związana z Matką Bożą. – Ona jest obecna w moim życiu. Czuję Jej wstawiennictwo w moich sprawach – wyznaje, ciesząc się, że może uczestniczyć w Różańcu do Granic. Beata Polejowska przyjechała do Darłówka z silną, bo ponad 50-osobową grupą z Bobolic. – To jest piękne. Takie akcje pomagają zobaczyć, jak nas jest dużo. Bo im więcej zła na świecie, tym bardziej my musimy starać się o dobro – podkreśla jedna z jej towarzyszek, Lila Winniak. – A Maryja jest Tą, która zawsze słucha i zawsze pomaga. To nasz ratunek – dodaje pani Beata. Wśród stojących wzdłuż plaż ludzi z różańcami w ręku można było zauważyć także całe rodziny. Anna i Dariusz z Ostrego Barda k. Połczyna-Zdroju przyjechali do Kołobrzegu z trzema kilkuletnimi córkami. – Skoro jeździmy z dziećmi do różnych miejsc rozrywki, to należy też czasami przyjechać z nimi tam, gdzie można spotkać się z Bogiem. Moja babcia i mama uczyły mnie Różańca, więc teraz to jest mój obowiązek, żebym nauczyła swoje dzieci – twierdzi pani Anna. – Co z tego, że pada i jest zimno? Przecież zimą też jest zimno, a dzieci wychodzą na zewnątrz, żeby się bawić – komentuje narzekanie na nie najlepszą pogodę pan Dariusz.

Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy...

W słowach wielu uczestników Różańca do Granic słychać było zmęczenie podziałami politycznymi i społecznymi w Polsce, a także tęsknotę za poczuciem jedności. Oprócz własnych intencji, modlili się więc także za ojczyznę. – Mam nadzieję, że wyprosimy przez Maryję łaski dla naszego narodu. Jakie? Przede wszystkim pokoju i miłości, żebyśmy się nawzajem szanowali – życzy sobie pani Anna, kołobrzeżanka. O potrzebie modlitwy za Polskę mówił także bp Krzysztof Włodarczyk, który przewodniczył spotkaniu w Ustce. – W obliczu podziałów w naszej ojczyźnie, żądzy władzy, które rozbijają jedność narodu, modlitwa jest wołaniem o to, by przekraczać osobiste interesy, ludzkie ambicje i zobaczyć dobro ojczyzny. Jest wołaniem, byśmy nie ulegali grupom nacisku, zwłaszcza tym zewnętrznym – usłyszeli zgromadzeni w kościele pw. NMP Gwiazdy Morza. Bp Krzysztof Zadarko, zwracając się do uczestników Różańca do Granic w Darłówku, przestrzegł jednak przed magicznym traktowaniem modlitwy i całego sobotniego wydarzenia. Podkreślił, że modlitwa nie służy do „załatwiania” cudów, ale do naprawiania najpierw własnego wnętrza. – Najważniejszym celem jest nasze nawrócenie – powiedział. Przypomniał też, że zgubnego braku jedności nie należy redukować tylko do polityki i postawy samych polityków. – Nasz region zajmuje czołowe miejsce pod względem rozwodów. To plaga, która nas wykańcza. To brak jednomyślności, zwycięstwo egoizmu. To zwycięstwo szatana śmiejącego się z jedności i nierozerwalności sakramentu. Owocem osłabienia rodziny jest osłabienie społeczeństwa – wołał bp Zadarko.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy