Niewielka miejscowość między Połczynem-Zdrojem, a Białogardem. Niewielkie mieszkanie. Wielki ból. Podobnych sytuacji jest mnóstwo. Gdzie szukać pomocy? Jest szansa.
Pan Józef jest wdowcem. Ma prawie 80 lat. Jego żona umarła kilka lat temu. Przeżyli razem prawie pół wieku.
- Byliśmy młodym małżeństwem. Pobraliśmy się w roku 1964. Rok później urodził się nasz syn. Żona miała operację resekcji części lewego płuca. Lekarze odradzali staranie się o kolejne dziecko. Jednak półtora roku później pojawiła się następna ciąża - opowiada mężczyzna.
- Lekarze uznali, że ciąża może zagrozić życiu żony. Mówili o "zygocie" i "galaretce". Nieświadomi tego, że to dziecko, zgodziliśmy się na "zabieg" - mówi pan Józef.
Co stało się po aborcji, na którą zdecydowali się młodzi małżonkowie? - Zamiast ulgi, między nami coś pękło. Nic już nie było takie samo. Zaczęły się kłótnie, romanse z innymi kobietami.
Po paru latach pan Józef wraz żoną postanowili pójść do spowiedzi. - Zdaliśmy sobie sprawę z tego, że to było nasze dziecko, którego pozbawiliśmy życia.
To, co mężczyzna spod Białogardu mówi po kilkudziesięciu latach od tamtego wydarzenia, szokuje, szczególnie w kontekście przedstawiania aborcji jako sposobu na ratowanie kobiet. - Skutki tego czynu ciążyły na naszym małżeństwie do samego końca. Żona do samej śmierci miała ogromne poczucie winy. Kiedy chorowała, nawet nie chciała się leczyć, ponieważ uważała, że w ten sposób powinna ponieść konsekwencje za to, co zrobiliśmy. Ja też, mimo upływu tylu lat, wciąż czuję w sercu wielką winę. Nie wiem, jak będzie wyglądało moje spotkanie z zamordowanym przez nas dzieckiem.
W diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej po raz pierwszy odbędą się rekolekcje dla osób, które mają w swoim życiu doświadczenie aborcji i przeżywają z tego powodu traumę duchową czy psychiczną. Jest jeszcze szansa, aby zapisać się na te rekolekcje. Więcej informacji TUTAJ