Nie potrafią gotować? To się nauczą. Formowanie chrześcijańskiej kobiety odbywa się również w kuchni.
"Niebiańska kuchnia w Sarbinowie" kusi nie tylko chwytliwą nazwą weekendowego spotkania dla dziewcząt. Już zza progu czuć aromaty dochodzące z sarbinowskiej plebani, na której w ostatni weekend listopada siostry szensztackie wraz z 14 adeptkami kucharstwa przygotowują potraw bez liku. Trudno wymienić bogate trzydniowe menu, które tu powstaje, ale jak zapewniają uczestniczki weekendu, dają radę również z konsumpcją. Tym bardziej, że w programie tym razem nie konferencje, nie długie modły, a andrzejkowy wieczór.
– Nasza praca skupia się na wychowaniu. A gotowanie to jeden z elementów kobiecości – wyjaśnia s. Aleksandra Mikołajczak.
Dziewczęta przekraczają próg kuchni w sensie dosłownym (i niekiedy jest tu ich aż za dużo) i przenośnym – uczą się rzemiosła od podstaw. Na przykład rozbijania jajek. Kiedy żółtka wymieszały się, niestety, z białkami, podniebienie wyczuło konsekwencje, a to najlepszy nauczyciel. – Zamiast puszystych jadły spłaszczone naleśniki. Teraz wiedzą, co zrobić, żeby w przyszłości ciasto było pulchne – mówi instruktorka "Niebiańskiej kuchni" s. Paula Kwidzińska podkreślając, że tajemnicą sukcesu kucharzenia w Sarbinowie są przepisy proste, które udadzą się zarówno tu, jak i potem w domu.
12-letnia Monika Bujak, choć nie radziła sobie z zagniataniem kruchego ciasta, to z naleśnikami nie miała problemów. Spodobały jej się szczególnie te francuskie i z farszem warzywnym oraz sosem beszamelowym. Zamierza przygotować je swojej rodzinie w Barwicach.
Naleśniki chwali także Zosia Mrugalska z Noskowa. Podoba jej się, że poznała nowe wersje znanego dania. To ją zachęca do gotowania, które do tej pory wydawało jej się czymś nie dla niej.
– Gotowanie nie jest trudne – mówi z entuzjazmem Nikola Siemińska ze Szczecinka. – To naprawdę fajna zabawa i uczy współpracy, pomocy sobie nawzajem, zwłaszcza młodszym koleżankom.
Najwięcej smakołyków pojawiło się na stole w wieczór andrzejkowy. Tym razem potrawy stały się oprawą wspólnej zabawy. I to zabawy po chrześcijańsku. – Wyjaśniłam dziewczętom, które dopytywały się o wróżby, że to jest zwyczaj wyniesiony z czasów pogańskich. I że św. Andrzej nie ma z wróżbami nic wspólnego, to apostoł i męczennik. To było zaskoczeniem dla niektórych – przyznaje s. Aleksandra. Kiedy więc pięknie nakryto stoły i stanęły na nich przekąski, sałatki i ciasteczka, patron wieczoru dał się poznać poprzez zabawę, np. symulację, jak można przyprowadzić kogoś do Pana Jezusa, tak jak on zrobił to ze swoim bratem Piotrem.