Mikołajowy savoir-vivre

Sami obdarowani niechętnie o nim mówią, ponieważ nie chcą być wzięci za niewdzięczników. Każdy odruch serca jest piękny, ale jak to bywa z odruchami, są spontaniczne i nie zawsze przemyślane. Jak podziękować za 300. z rzędu telewizor? No właśnie... może podziękować?

Pierwszy większy desant Mikołajów odbywa się zawsze 6 grudnia, we wspomnienie świętego biskupa z Miry. Różnego rodzaju instytucje świadczące pomoc ludziom w potrzebie, zajmujące się dziećmi, otrzymują wiele cennych darów.

Potem jest już tylko lepiej: niezliczone wigilie dla ubogich i samotnych, tony prezentów pod choinkami, które bez pomocy ludzi dobrej woli pozostałyby puste. W akcje angażują się wyspecjalizowane instytucje, a także darczyńcy indywidualni.

Nawet badania statystyczne potwierdzają, że z dobroczynnością u Polaków nie jest źle. Z raportu CBOS z roku 2016 wynika, że: "W roku 2015 zdecydowana większość Polaków (78 proc.) starała się w jakiś sposób pomagać osobom potrzebującym. Prawie dwie trzecie (64 proc.) co najmniej raz przekazało pieniądze na cele dobroczynne, ponad połowa (58 proc.) udzieliła pomocy rzeczowej, np. przekazując potrzebującym ubrania lub książki, a mniej więcej co 6. dorosły Polak (16 proc.) przynajmniej raz bezinteresownie przeznaczył na cele charytatywne własną pracę lub usługi".

Swoimi spostrzeżeniami podzielili się z nami przedstawiciele Domu Miłosierdzia Bożego i Domu Samotnej Matki, dwóch koszalińskich instytucji, które cieszą się ogromną życzliwością mieszkańców. Okazuje się, choć wcale nie jest to odkrycie Ameryki, że Mikołaj musi mieć nie tylko gest, ale także klasę.

Cel

Stare przysłowie mówi: "Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe". Wyjściem z sytuacji wcale nie musi być wersja: "Czyń drugiemu to, co tobie miłe" jeśli chodzi o dobroczynność.

- Dar musi być ważny dla tego, kto ma go otrzymać, a nie dla tego, kto daje - przypomina s. Barbara Wilkowska ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej, kierownik Domu Samotnej Matki w Koszalinie.

Siostra przyznaje, że potrzeby placówki są ogromne i bez pomocy ludzi trudno byłoby ją prowadzić. Okazuje się jednak, że nie każdy dar jest pomocą. Bywa zupełnie nietrafiony. Darczyńca cieszy się, że zrobił coś dobrego, obdarowanemu nie wypada przyznać, że niekoniecznie, bo właśnie pojawił się problem: "Co z tym zrobić?". Po co w Domu Samotnej Matki gry planszowe dla dzieci w wieku od 10 lat, kiedy mieszkają tam maluchy maksymalnie 3-letnie?

Placówka, jeśli się da, nietrafione dary przekazuje dalej, ale nie to jest jej zadaniem. Siostra podaje proste rozwiązanie: - Wystarczy nas zapytać, czego nam potrzeba. Mamy uaktualnioną listę potrzeb, którą chętnie przekażemy. Ostatnio byli u nas przedstawiciele Straży Granicznej. Wcześniej państwo do nas zadzwonili i zapytali, w jaki sposób mogliby nam pomóc. Zrobili paczki specjalnie dla naszych mam i ich dzieci.

Ks. Radosław Siwiński z koszalińskiego Domu Miłosierdzia podkreśla, że w żadnym przypadku nie chodzi tu o wybrzydzanie, ale o szacunek do obdarowanego. - Trzeba uszanować nasz sposób życia. Odkąd istnieje dom, moglibyśmy dostać już ok. 300 telewizorów. Niektóre z nich były bardzo dobre, nowoczesne - mówi.

Jednak mieszkańcy Domu Miłosierdzia nie spędzają czasu przed telewizorem. Podobnie jest np. z lodówkami. - Żeby żyć prawdziwie ubogo, trzeba być inteligentnym. Nie możemy przyjąć starej lodówki, która będzie pobierała mnóstwo prądu, co wpłynie na nasze rachunki - tłumaczy kapłan.

Ks. Radosław przyznaje też, że od jakiegoś czasu, jeśli ktoś pragnie dla Domu Miłosierdzia ofiarować np. meble, proszony jest o przesłanie wcześniej zdjęć. Nie chodzi o jakieś fanaberie czy upodobania kolorystyczne. Chodzi o to, że dom ma służyć ludziom, a nie stawać się rupieciarnią czy magazynem na śmieci wielkogabarytowe.

Pomagam sobie czy ubogim? Pomagam czy pozbywam się niepotrzebnych rzeczy?

Takt

Z tym bywa najtrudniej. Nieraz, zupełnie niezauważalnie dla siebie, darczyńca zaczyna patrzeć na obdarowanego z góry. Ten szybko to wyczuwa i czuje się poniżony. Takie napiętnowanie bywa nieraz bardzo brzemienne w skutki.

- Składanie życzeń to umiejętność, którą niełatwo posiąść. Jak to zrobić, żeby człowieka nie poniżyć? - zastanawia się s. Barbara.

Czasami ktoś zupełnie w dobrej wierze podkreśla trudną sytuację obdarowanych, przypominając im, jaką to wielką otrzymali pomoc. Stawia ich w ten sposób w żenującej sytuacji, w której najchętniej chcieliby schować głowy w piasek. Jakby się słyszało: "Oto nasi ubodzy, którzy bez nas zginęliby z kretesem".

Siostra z Domu Samotnej Matki podkreśla w tym kontekście ogromną rolę mediów: - Dziennikarz musi wziąć pod uwagę, że np. nasze mamy mogą sobie nie życzyć, żeby je filmować czy nagrywać. Musimy je wcześniej poinformować, że mają zamiar przyjechać media. Tak zawsze robimy. Musimy im pozostawić decyzję, czy chcą brać udział w materiale.

Różnego rodzaju spotkania dla ubogich, w tym czasie - wigilie, to wyjątkowe okazje. Może się zdarzyć, że fotoreporter czy operator, chcąc uzyskać dobre ujęcie, zapomni o godności człowieka obdarowanego, który ma prawo nie afiszować się ze swoją biedą.

Pomagam czy poniżam?

Cisza

Ewangelia mówi: "Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 5, 14-16).

Mówienie, że nic nie robię, nie pomagam, jeśli jest odwrotnie, może być przejawem fałszywej pokory. Z jednej strony, jak mówi siostra, obdarowywanie lubi intymność. Z drugiej - nie chodzi przecież o to, żeby się chwalić swoją dobroczynnością, ale żeby dać świadectwo, dzięki czemu ludzie będą "chwalili Ojca, który jest w niebie" i może sami zapalą się do pomagania.

Granica między świadectwem a promocją jest jednak cienka. Wydaje się, że rozstrzygająca pozostaje intencja.

Pomagam czy załatwiam interesy?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..