Co roku kresowiacy jednoczą siły i zapraszają na zamek w Świdwinie na wspólne kolędowanie. W tym roku była to również okazja do uhonorowania jednego z mieszkańców miasta.
Świdwińskie towarzystwa kresowe mają swoje ulice, pamiątkowe tablice, organizują lekcje i spotkania. Dbają, by pamięć o polskich Kresach nie zaginęła. Temu też służy coroczne spotkanie na świdwińskim zamku. Jak przyznają, trochę z tęsknoty za kolędowaniem, ale przede wszystkim z tęsknoty za spotykaniem się. – Dawniej świętowało się zupełnie inaczej niż dzisiaj! Do wigilii zasiadało przynajmniej kilkanaście osób. Mama zapraszała często samotne kuzynostwo albo sąsiadów. Jeśli nie przyszli, to po wigilii szło się do nich. I cała kamienica o tym wiedziała, bo wszyscy śpiewali. A kolędowało się dużo i głośno, do samej Pasterki. Nie było chyba domu, w którym nie byłoby słychać śpiewu kolęd. Takie odwiedziny ciągnęły się jeszcze do Trzech Króli – wspomina ze śmiechem Anna Teresińska, szefowa Towarzystwa Miłośników Wilna i byłych Kresów Wschodnich.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.