Niespełna pół roku wcześniej parafianie ze Słowina żegnali swojego proboszcza, życząc mu spokojnej emerytury. Żegnając go teraz, wypraszali dla niego niebo.
Tłumnie, w asyście strażackich drużyn, wierni odprowadzali swojego byłego proboszcza na parafialny cmentarz, na którym spoczęło jego ciało. – Dziękujemy Bogu za niego. Przyszedł do nas proboszcz z prawdziwego zdarzenia. Zawsze był życzliwy, nigdy nie odmówił pomocy. Kiedy nawet były problemy z pogrzebem czy chrzcinami najpierw patrzył na człowieka, nie na czyny – mówi Mirosław Gałuszkiewicz, sołtys Słowina. Ze wzruszeniem wspominał czternastoletnie proboszczowanie ks. Grzegorza, bo niemal równocześnie rozpoczynali swoje urzędowanie. – Nasz kościół był jak stodoła. Obskurny, bez obrazów, bez rzeźb. Niczego nie było. Potrzebowaliśmy właśnie takiego pasterza.
Dostępne jest 29% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.