Nie trzeba być milionerem, żeby złapać wiatr w żagle. Wystarczy sklejka i odrobina determinacji, by mieć własną łajbę. Tym cenniejszą, że zrobioną własnoręcznie.
To prosta i skuteczna technologia. Szybka wykonawczo i tania. Dlatego tak fajna – mówi Robert Smagoń, nie przerywając pracy nad dopieszczaniem rantów obróconej do góry dnem jednostki. Zanim zostanie zwodowana, potrzeba jeszcze trochę cierpliwości i sporej ilości żywicy. Laminowanie pod czujnym okiem Roberta za chwilę poćwiczy Zbyszek. Druga łódka schnie spięta zaciskami, czekając na innego kursanta, który pojawi się w przyszłym tygodniu. – Jedni przyjeżdżają na jeden czy dwa weekendy, żeby dowiedzieć się czegoś, spróbować, podpytać, a potem zrobić własną łódkę u siebie, inni chcą zrobić z nami swoją łódkę od początku do końca i… wypłynąć – mówi Robert. Szycie i bandażowanie Robienie drewnianej łódki zaczyna się od szycia. – Dokładnie tak – Robert śmieje się na widok niedowierzania malującego się na twarzy zatwardziałego szczura lądowego i odsyła po instrukcje do Piotra, specjalisty od drewna. – W dnie i w burcie nawierca się otwory, przez które trzeba przeciągnąć drut. Potem się go skręca, a narożniki wypełnia żywicą epoksydową zmieszaną z pyłem, żeby masa była bardziej plastyczna. Jak wyschnie, trzeba usunąć wystające końcówki drutów. Krawędź się zaokrągla, a następnie układa bandaż i zabezpiecza żywicą – Piotr Paszkowski tłumaczy z grubsza kolejne etapy powstawania łajby. Łatwizna. – Od początku do końca zrobienie łódki zabiera 6 do 8 weekendów, czyli jakieś 80 roboczogodzin – zapewnia stolarz. I może ją zrobić nawet dwunastolatek. Łódkę, na której Zbyszek uczy się laminowania, robiły właśnie dzieciaki ze Smołdzina.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.