Ponad 200 osób stanęło na starcie biegu zorganizowanego przez parafię pw. św. Jana Kantego w Słupsku. Chodziło nie tylko o sport.
Projekt duszpasterski "Rozbiegana parafia" działa od kilku lat. Jego powstanie to owoc spotkania dwóch zapalonych biegaczy: Dariusza Kloskowskiego i ks. Łukasza Bikuna.
- Pierwotnie projekt skierowany był raczej do parafian, ale formuła nam się rozszerzyła - cieszy się Dariusz Kloskowski, maratończyk, dyrektor biegu.
Na linii startu "Kaziukowej Piątki" stanęło 3 marca ponad 200 zawodników i zawodniczek w dwóch kategoriach: biegowej i nordic walkingowej. Stawili się parafianie oraz inni mieszkańcy Słupska i okolic. Nie zabrakło też przedstawiciela duchowieństwa. W zawodach wziął udział ks. Krzysztof Karwasz, proboszcz w Kwakowie.
Oprócz pasjonatów biegania oraz zupełnych amatorów, wśród uczestników byli także prawdziwi biegowi eksperci. Henryk Chudy ze Sławska ma za sobą 175 (!) maratonów, a także m.in. Spartathlon, czyli bieg na dystansie 246 kilometrów, który trzeba ukończyć maksymalnie w 36 godzin. (O bieganiu i o p. Henryku pisaliśmy już kiedyś TUTAJ)
Zaprawiony biegacz nie lekceważy jednak 5-kilometrowego dystansu zaproponowanego przez organizatorów. - Taki krótki bieg jest dość szybki. Żeby zająć przyzwoite miejsce, trzeba gonić z językiem do ziemi. Na dłuższym dystansie można inaczej rozłożyć siły. Biegnie się spokojniej. Dlatego pewnie łatwo nie będzie - mówi.
Zresztą, jak powtarzają uczestnicy biegu, nie o wynik w nim chodzi. Choć czas mierzony jest przez profesjonalną firmę, jak na prawdziwych zawodach, cel biegu jest przede wszystkim charytatywny. - Oprócz tego, że bieganie to czysta przyjemność, to właśnie ten cel rozgrzewa nas mimo ujemnej temperatury - przyznaje Beata Kubińska, słupszczanka.
O jakim celu mowa? - Dzisiaj biegniemy dla naszych przyjaciół ze Stowarzyszenia Chorych na Stwardnienie Rozsiane. Zawsze pomagają nam w organizacji wydarzenia, więc przyszedł czas, żeby się odwdzięczyć - wyjaśnia Dariusz Kloskowski.
Każdy uczestnik biegu na mecie otrzymał specjalny medal pamiątkowy w kształcie żółwia, który nawiązywał do logotypu stowarzyszenia.
O duszpasterskiej stronie inicjatywy mówi ks. Cezary Filimon, proboszcz. - Z jednej strony ludzie się integrują, poznają, z drugiej strony, głosimy Pana Jezusa, bo przecież cel całego wydarzenia jest charytatywny. Zwracamy uwagę na konieczność dzielenia się, wspomagania ludzi w potrzebie. Poza tym, chcemy w ten sposób wyjść do ludzi i pokazać im, że Kościół jest żywy, tzn. działa na wielu płaszczyznach, nie tylko tej ściśle religijnej. Przychodzą tu ludzie, którzy reprezentują różne środowiska - zauważa kapłan.
Przy okazji biegu, uczestnicy mogli też kupić ozdoby wykonane przez członków Stowarzyszenia Chorych na Stwardnienie Rozsiane, skosztować grochówki, zapoznać się z zaletami technologii fotowoltaicznej, czy pooglądać pokazy walk dawnych Słowian przygotowane przez Drużynę Pomorską "Wilce".