W młodych przygotowujących się do bierzmowania rodzą się pytania świadczące, że dziecięcą wiarę mają już są sobą. Odpowiedzi znajdują m.in. podczas "Sobót z Maryją" w diecezjalnym sanktuarium w Skrzatuszu.
Kolejne z cyklu kwartalnych spotkań prowadzonych drugi rok przez Uczennice Krzyża odbyło się 10 marca. U stóp Piety stanęło 40 nastolatków z Wałcza i okolicznych wiosek, w większości przygotowujących się do bierzmowania.
Br. Mateusz Włosiński z parafii ojców kapucynów w Wałczu pomagał im zrozumieć, że uznanie własnej grzeszności nie poniża człowieka, ale pobudza do nowego życia i nawrócenia. Na podstawie Księgi Rodzaju wyjaśniał, że historia grzechu pierworodnego, rodzącego zatruty owoc, jest powodem cierpienia także każdego z nich. – Chciałbyś, żeby twoje życie było zachwycające, pociągają cię wspaniałe rzeczy, ale kiedy chcesz iść za tym, to upadasz. Dlaczego? – pytał podpowiadając, gdzie szukać najsłodszego owocu: na drzewie Krzyża. – Ono stoi pośrodku ogrodu twojego życia. Jego owoc, czyli Jezus Chrystus, jest w stanie naprawić to, co w raju zostało zniszczone.
Krok ku temu drzewu wielu młodych rozpoczęło tej soboty u kratek konfesjonału, a potem podczas adoracji Najświętszego Sakramentu.
– Ostatnio podczas takiej modlitwy zrozumiałam, że chcę bardziej pokochać Boga. Rozmawiałam z Nim twarzą w twarz. To bardzo zbliżyło mnie do Niego – wyznała pochodząca ze Skrzatusza Emilia, którą od bierzmowania dzielą jeszcze dwa lata.
Celem wielkopostnego dnia skupienia było także nauczenie młodych, jak budować relację miłości, zarówno z Bogiem, jak i z człowiekiem. Choć ta druga wydaje się pozornie łatwiejsza, to jest ona zarazem ich główną trudnością i stoi na przeszkodzie miłości do Boga. – Wielu z nich nie uczy się miłości w rodzinach. Nie ma tam stołu, nie ma spotkania. Relacji szukają wśród rówieśników, ale te bywają złudne. A kiedy pryskają, poszukiwanie zaczyna się od nowa – zauważa s. Wiktoria.
Za to u stóp skrzatuskiej Piety nawiązują się relacje trwałe. I to nie tylko z siostrami, choć czasem od tych się zaczyna, jak przyznaje Honorata, którą przed półtorej roku przygarnęła otwartymi ramionami s. Wiktoria, zapraszając na jedno ze spotkań. To wystarczyło, by odtąd nastolatka przyjeżdżała tu z Plecemina regularnie, początkowo na rowerze, pokonując dystans 20 km. I budowała nową, niezwykłą relację: z Maryją. – Przyciąga mnie tu Matka Boża, która tutaj uzdrowiła moje zranienia – wyznaje Honorata. – Widzę różnicę, jaka byłam półtorej roku temu, a jak jest teraz. Mam dużo spokoju w sobie i widzę, jak Bóg układa moje życie krok po kroku.