Pomnik dla "Inki" i odznaczenie państwowe dla Stanisławy Grabowskiej-Wądołowskiej, siostry "Wiarusa", to ostatnie akcenty Pilskich Dni Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Danuta Siedzikówna „Inka”, sanitariuszka V Wileńskiej Brygady AK, ma szczególne miejsce w kościele Świętej Rodziny w Pile. Świątynia jest pierwszym w Polsce kościołem, w którym znalazło się Serce dla Inki – srebrna urna zawierająca ziemię z jej grobu odnalezionego na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku. Od dzisiaj ma także tutaj swój pomnik.
- „Inka” stała się przez ostatnie lata ikoną całego pokolenia młodych i dzielnych Polaków, którzy nie umieli żyć na kolanach, nie chcieli patrzeć, jak niszczy się naszą wiarę i kulturę. Do końca walczyli o wpojony w ich serca świat wartości, któremu pozostali wierni - mówił podczas uroczystości odsłonięcia pomnika ks. dr Jarosław Wąsowicz, inicjator wielu akcji związanych z upamiętnianiem żołnierzy podziemia niepodległościowego.
- Żołnierze wyklęci, tak jak Chrystus, stawali przed kłamliwymi trybunałami, byli fałszywie oskarżani i poniewierani. Połączyli swoje cierpienia z cierpieniem Jezusa, bo wybrali prawdę, godność i wolność - dodał pilski salezjanin.
W odsłonięciu popiersia wzięła udział m.in. krewna Danuty Siedzikówny dr Anna Tertel. Podkreślała, że „Inka” może być wzorem dla całego pokolenia dzisiejszej młodzieży, pozbawianej właściwych wzorców.
Wyryty na pomniku napis przypomina, że Danuta Siedzikówna jest jedną z wychowanek salezjańskich.
- Nasze zgromadzenie może powiedzieć, że ma wielu tych, którzy dali dobre świadectwo. „Inka”, wychowanka idei salezjańskiej, ale także nasi współbracia: bł. Tytus Zeman, przez wiele lat katowany w Czechach, bł. Stefan Sándor, męczennik z Węgier, i w Polsce abp Antoni Baraniak, który przez wiele miesięcy był katowany w Warszawie, ale zachował się jak trzeba, dał świadectwo swojej wiary i swojego patriotyzmu - mówił ks. Roman Jachimowicz, inspektor pilskiej prowincji salezjanów.
- „Inka” przypomina, że ta dewiza, by być dobrym obywatelem i chrześcijaninem jest zawsze aktualna. I że jesteśmy zawsze wezwani do tego, by zachowywać się jak trzeba - dla dobra naszej ojczyzny i naszego Kościoła - podkreślał.
Stanisława Grabowska-Wądołowska odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Karolina Pawłowska /Foto Gość Odsłonięcie pomnika połączone było z obchodami 66. rocznicy śmierci członków patrolu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w miejscowości Babino: ppor. Lucjana Zalewskiego „Żbika”, sierż. Edwarda Wądołowskiego „Humora” oraz ich dowódcy ppor. Stanisława Grabowskiego „Wiarusa”.
W Pile mieszka siostra „Wiarusa”, Stanisława Grabowska-Wądołowska. W walce z funkcjonariuszami UB nie tylko straciła braci, sama współpracę z oddziałami antykomunistycznej partyzantki przypłaciła pobytem w więzieniach w Białymstoku i bydgoskim Fordonie.
- Najgorsze przeżycie to była moja nagość. Rozebrali mnie i bili. A wcześniej zawiązali mi oczy. Potem kazali zgadywać, kto mnie bił - z trudem wraca do dramatycznych przejść 94-letnia pilanka. Doskonale za to pamięta śpiewane w partyzantce i w więziennych celach piosenki.
Nie waha się odpowiadając na pytanie, czy było warto. - Jeśli się kocha ojczyznę to warto - mówi z przekonaniem pani Stanisława.
Decyzją prezydenta Andrzeja Dudy podczas niedzielnych uroczystości pilanka została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej.