Jeśli przez najbliższy rok nie zgłosi się właściciel, kasę słupskiego hospicjum zasili spora suma. Ktoś w przedsionku placówki dla paliatywnie chorych zostawił prawie... 110 tys. zł.
Stolik, obok dwa krzesła. Nad drzwiami napis: "W miłości nie ma bólu". To właśnie tutaj, w wejściu do Hospicjum im. Miłosierdzia Bożego, ktoś we wtorkowy wieczór zostawił reklamówkę. A w niej sporo gotówki.
- Zadzwoniła do mnie pielęgniarka, która podczas wieczornego obchodu znalazła pakunek. Powiedziała, żebym przyjechała, bo znalazła pieniądze. Zadzwoniłam po policję i przyjechałam do hospicjum. Kiedy zobaczyłam, co jest w środku, byłam w szoku - mówi Teresa Jerzyk, od 20 lat związana z placówką.
Dyrektorce z twarzy nie schodzi uśmiech. Nie ma się co dziwić, w końcu w zawiniątku było 100 tys. zł i 2 tys. euro. - Żadnej kartki, żadnej informacji. Nic, co by wskazywało, że mogłaby to być darowizna - tłumaczy T. Jerzyk. Pieniądze zostały policzone i zabezpieczone przez policjantów. Teraz czekają na właściciela. Kto nim może być? Nie wiadomo.
Monitoring nie będzie pomocą w ustaleniu tej informacji. Właśnie trwa wymiana całego systemu nadzoru placówki, więc kamery nic nie zarejestrowały. Rano pracownicy hospicjum przeprowadzili rozmowy z rodzinami swoich podopiecznych. Trop prowadzi w stronę starszego małżeństwa.
- Podobno do późnych godzin siedzieli właśnie przy tym stoliku. Wyglądali jak gołąbki, bardzo ze sobą związani, prawdziwie kochający się - opowiada dyrektor hospicjum. - Pacjenci, ktoś z rodziny? - dopytuję. - Nie kojarzę, nasi pracownicy też nie. Widzieliśmy ich po raz pierwszy - mówi T. Jerzyk. - Wieczorem wyszli pod rękę z hospicjum i tyle ich widzieliśmy. Można ich z tym powiązać. To prawdziwie "kryminalna" historia!
Zgodnie z prawem, pieniądze będą przechowywane przez rok. Jeśli w tym czasie nie znajdzie się ich właściciel, gotówka trafi do znalazcy. A więc na konto Hospicjum im. Miłosierdzia Bożego. Szefowa placówki, pytana o ewentualne plany wydania tej kwoty, lekko się rumieni i z pewnością siebie odpowiada: - Rozbudujemy hospicjum! Te pieniądze pozwoliłyby nam na stworzenie kilku sal 1-osobowych, w których nasi pacjenci mogliby spokojnie odchodzić - tłumaczy. Ale na razie to ona musi spokojnie czekać na rozwój sytuacji.
Kiedy rozmawiamy o sytuacji, dyrektor pokazuje jeszcze jedną rzecz - Pismo Święte. A dokładnie Nowy Testament. - Leżał na tym stoliku, gdzie te pieniądze. Nigdy wcześniej go tu nie było. Pani Teresa już po całym wydarzeniu, kiedy policjanci odjechali na komendę, usiadła spokojnie i otworzyła Pismo Święte.
Wzrok padł na List do Efezjan. "Żebyście zaś wiedzieli i wy o moich sprawach, co robię, wszystko wam oznajmi Tychik, umiłowany brat i wierny sługa w Panu, którego wysłałem do was po to, byście wy poznali nasze sprawy, a on pokrzepił wasze serca". - Czyż nie pasuje do tej sytuacji?! - zastanawia się T. Jerzyk.
Jeśli nie znajdzie się właściciel, będzie to prezent na 20. urodziny hospicjum. W tym roku mija właśnie druga dekada działalności placówki.
W tym czasie podobnych cudów nie brakowało. - Pamiętam, jak kiedyś potrzebowaliśmy pieniędzy na działalność. Poszłam do sióstr klarysek, a przełożona powiedziała mi, że trzeba się modlić do św. Judy. Po kilku dniach zadzwonił do mnie darczyńca, który postanowił przelać na nasze konto 2 tys. zł - dokładnie tyle, ile nam brakowało. Poszłam do siostry przełożonej opowiedzieć jej o tej sytuacji. "Dostałam od św. Judy!" - powiedziałam - wspomina szefowa Hospicjum. Tak było 10 lat temu. Teraz znów czuje, że dostała sygnał z Góry.
Teresa Jerzyk wskazuje miejsce, w którym znaleziono pieniądze Mateusz Sienkiewicz