Poruszyły ich bezinteresowność i zaangażowanie w pomoc potrzebującym. A także zaufanie Bożej opatrzności. Z tym wrócą do domu niemieccy wolontariusze katoliccy, którzy odwiedzili Koszalin.
- Zamiast usłyszeć kazanie o miłosierdziu z ambony, zobaczyliśmy miłosierdzie głoszone w praktyce. Szczególnym doświadczeniem było postawienie Jezusa w centrum działania, o czym nam, Niemcom, zdarza się zapominać. Uświadomiłam sobie, że w tak wielu sprawach na co dzień złoszczę się, nie radzę sobie z nimi, zamiast po prostu zaufać Panu Jezusowi - Marlies Trötzer jest pełna emocji po wizycie w Domu Miłosierdzia.
Koszalińska placówka była jednym z miejsc, które odwiedzili niemieccy wolontariusze z Rietberg. Przyjechali z archidiecezji Paderborn, żeby zobaczyć, w jaki sposób praktykowane jest miłosierdzie i jak wygląda praca charytatywna w Polsce.
Agnieszka Kukiełka, koordynator wolontariatu w Rietberg, przyznaje, że to ciekawe doświadczenie. Zanim wyjechała do Niemiec, pracowała w Caritas Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej i dostrzega wiele różnic między wolontariuszami niemieckimi i polskimi. Jak zauważa, wynikają one przede wszystkim z odmiennej mentalności.
- My, Polacy, reagujemy szybciej i spontanicznej. To ma swoje plusy, ale bywa, że ostatecznie także minusy. Niemcy mają swoje struktury i procedury. Zanim wdrożą je w życie, muszą się spotkać, omówić, zdecydować. To trwa, ale ostatecznie pomoc jest przemyślana, konkretna i celowa. Świetnie byłoby połączyć te dwa sposoby. Mamy sobie bardzo wiele wzajemnie do ofiarowania - mówi.
Wolontariusze, którzy przyjechali do Koszalina, na co dzień zaangażowani są w różnych organizacjach katolickich, takich jak Caritas, Kolping czy Stowarzyszenie Kobiet Katolickich. Obecnie wszyscy czynnie angażują się w pomoc uchodźcom.
- Mam znajomych, którzy stukają się w głowę i pytają: „Czym ty się zajmujesz?!”. Ale lęki przed uchodźcami można przełamać jedynie w bezpośrednim kontakcie z człowiekiem. Choćby kiedy poznajemy historię człowieka, jego drogę z Syrii do Niemiec, lęki znikają - mówi Heinz Borgmeier ze Związku Dzieła Kolpinga.
- Kładziemy nacisk na to, by widzieć człowieka, nie uchodźcę. Wchodzimy w bezpośredni kontakt i towarzyszymy - dodaje Margaret Wieth z Caritas.
Pomoc uchodźcom to przestrzeń, która połączyła ich charytatywną działalność. Opowiadali o tym także bp. Krzysztofowi Zadarce, z którym spotkali się podczas wizyty w Koszalinie.
- Byłoby świetnie, gdyby takie spotkania były dwustronne. Potrzeba nam kontaktów z ludźmi z pierwszej linii frontu pomocy uchodźcom. Potrzeba nam też forum wymiany doświadczeń i pozytywnego przekazu tego, co się dzieje na Zachodzie. Jedyny przekaz, jaki do nas dociera, to obrazy terrorystów, napięć społecznych, incydentów - zauważa przewodniczący Rady Episkopatu Polski ds. Migracji, Turystyki i Pielgrzymek.
- Calais czy noc sylwestrowa w Kolonii stały się symbolami, które przesłaniają setki tysięcy ludzi odnajdujących swoje miejsce w tamtej społeczności. Społeczeństwo niemieckie nie jest ślepe i bezkrytycznie ufające swojej pani kanclerz. Wie, że to nie jest proste, że wiąże się z wieloma trudnościami, ale widzi też na poziomie gminy czy parafii, poznając historię tych ludzi, że to nie są terroryści. Ma też doświadczenie akcji masowego wyłapywania tych, którym się nie należy pobyt w Europie z powodów prawnych czy bezpieczeństwa. Do nas nie dociera taki przekaz. Jest tylko ten z negatywnymi, pojedynczymi przykładami - dodaje bp Zadarko.
W sobotę wolontariusze odwiedzą także Kołobrzeg i spotkają się z ks. Marianem Suboczem, byłym dyrektorem Caritas Polska, z którym będą rozmawiać o kościelnym budowaniu polsko-niemieckich mostów.