Z Rymania do brazylijskiego Manaus wcale nie jest tak daleko, kiedy odległość mierzy się modlitwą. Z niewielkiej wsi płynie duchowe wsparcie do posługującego tam od dekady ks. Jarosława Piaseckiego.
Karolina Pawłowska: Za chwilę wystawienie Najświętszego Sakramentu, litania do Matki Boskiej, czyli maj w Polsce. W Brazylii ten miesiąc też ma taki maryjny charakter?
Ks. Jarosław Piasecki: Nie ma litanii i wystawienia Najświętszego Sakramentu, ale są procesje maryjne. No i Różaniec, który w maju szczególnie chętnie jest odmawiany. Brazylijczycy kochają Maryję. To nadal najpopularniejsze imię. Dziewczynki otrzymują nawet na chrzcie całe tytuły maryjne, jak Maria da Conceicao (Maria Niepokalanie Poczęta) czy Maria das Gracas (Matka Łaskawa).
A z drugiej strony dominują sekty protestanckie, które odrzucają kult maryjny…
W Manaus katolicy są mniejszością, miasto jest zdominowane przez sekty. Niekiedy fanatyczne, a nawet agresywne. Z tego powodu rodzą się konflikty i podziały przebiegające nawet przez rodziny. Zdarza się, że dorosłe dzieci uniemożliwiają starszym rodzicom kontakt z księdzem, przystąpienie do sakramentów.
Czyli dwie twarze Brazylii?
Dwie twarze to za mało. Brazylia jest krajem kontrastów. Ale też odmiennej niż europejska mentalności. Jest bardzo dużo biedy, zdarza się brak wody i prądu, ale kiedy tam się żyje, nic nie jest czarno-białe. Moi parafianie są raczej niezamożni, ale bardzo radośni, angażują się w życie parafii. Nie pieniądze, ale gorliwość serca jest istotna. W Brazylii ochrzczonych jest dużo, zewangelizowanych – mało. Religijność jest może bardziej emocjonalna, brakuje jej teologicznej podbudowy, mocnego fundamentu. A to sprawia, że ludzie stają się łatwym obiektem dla sekt protestanckich.
Skoro Maryja, to i św. Józef?
Manaus nazywało się dawniej Fortem św. Józefa. I ta obecność świętego jest nadal mocna w mieście. Mamy nawet takie nabożeństwo „Tysiąc Ave Święty Józef”. Ludzie spotykają się 19. dnia każdego miesiąca i rozważają tajemnice z życia św. Józefa. To nabożeństwo miało wzloty i upadki, ale przez 8 lat trwania widać, że przynosi dobre owoce. Także dobre owoce przynosi Różaniec, po który bardzo chętnie w Manaus sięgają panowie. W mojej parafii w każdy poniedziałek o 19.30 spotyka się duża grupa mężczyzn. Co ciekawe, wielu z nich nie miało wcześniej wiele wspólnego z Kościołem, nie modliło się. Pociągnęła ich męska wspólnota. To są ojcowie, mężowie, kawalerowie. Przyprowadzają też swoich małych synów. Mówią o sobie, że mężczyzna, który się modli, fortyfikuje swój dom. A owoce widać na Mszach św. Teraz jest na nich znacznie więcej mężczyzn.
To chyba zasadnicza różnica między kościelnymi ławkami tam i tutaj. Liturgia też bardzo się różni?
Jest bardziej żywa, pełna muzyki i instrumentów. Ludzie reagują dynamicznie.
A kontemplacja? Cisza?
To zależy od poziomu ewangelizacji. Tam, gdzie jest tak żywo i głośno, duchowość jest płytsza. Ale kiedy zaczyna się wchodzić w głębię spotkania z Bogiem, pojawia się i cisza. Miałem zajęcia z dziećmi z oratorium. To zbieranina dzieci z marginesu, małych handlarzy narkotyków. Większość z nich miała wcześniej niewiele wspólnego z Kościołem. Prowadziłem rekolekcje dla małej grupy, podczas których zaplanowana była adoracja Najświętszego Sakramentu. Na początku chłopcy prosili, żeby włączyć płytę z pieśniami religijnymi. Z czasem już nie potrzebowali wypełniać niczym ciszy i trwali przed Jezusem na kolanach nawet po pół godziny.
Czego mogą się od siebie uczyć polscy i brazylijscy katolicy?
Od Brazylijczyków z pewnością można się uczyć odpowiedzialności za Kościół. Jest tam wielu aktywnych świeckich, co jest konieczne przy braku księży. W Manaus, liczącym około 3 mln mieszkańców, jest 96 parafii katolickich, niektóre z nich mają nawet po kilkanaście wspólnot. Posługuje w nich może z 250 księży, z czego tylko 70 jest miejscowych. Warszawa jest mniejsza, a księży ma pewnie około 2 tysięcy. Stąd tak istotne jest zaangażowanie osób świeckich, którym jednak często brakuje solidnych fundamentów teologicznych. Dlatego chętnie z Polski przeniósłbym do Brazylii formację świeckich, dobrze przygotowanych do pełnienia posługi we wspólnocie.• karolina.pawlowska@gosc.pl
Z pomocą Margaretki
Ksiądz Jarosław Piasecki jest kapłanem diecezji włocławskiej. Od 12 lat pracuje na misjach w Brazylii, obecnie w Amazonii, w parafii na obrzeżach miasta Manaus. W Rymaniu, w którym mieszka siostra misjonarza, aktywnie działa Margaretka, czyli grupa duchowego wsparcia omadlająca kapłana. Ruch Margaretek wywodzi się z Kanady od Margaret OʼDonnell, która, będąc dotknięta chorobą Heinego-Medina, ofiarowywała swoje cierpienie w intencji kapłanów i osób konsekrowanych.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się