W korytarzu szkolnej sali gimnastycznej unoszą się zapach zupy pomidorowej i dźwięk metalowych menażek. To znak, że grasują tu wilki. A właściwie wilczki z całej diecezji.
Było ich prawie 70. Przyjechały z Kołobrzegu, Szczecinka, Koszalina, Słupska, Sławska czy z Ustki. "Wielkie łowy", czyli coroczne wiosenne spotkanie najmłodszych Skautów Europy, którzy formują się i integrują. I walczą. W imię braterstwa.
- Nie mamy swoich harcówek, każde nasze spotkanie, każda zbiórka odbywa się w lesie - wyjaśnia Adam Kościelny, akela kołobrzeskiej gromady. Nic więc dziwnego, że większą część dnia skauci spędzili w lesie nieopodal usteckiego poligonu. Miejsce jakże symboliczne, zwłaszcza że odbywała się tu "wielka bitwa". - To takie starcie z szakalami i próba odbicia Mowgliego. Bo nasza formacja opiera się na "Księdze Dżungli" - mówi akela. Jak widać, choć lektura to nienowa, jej fabuła i wszelkie wariacje z nią związane przypadają do gustu 9- czy 12-latkom. Bo w takim przedziale wiekowym są uczestnicy spotkania.
- Dla mnie najciekawsze jest to, że rywalizujemy, ale jednocześnie wspieramy się - mówi Igor ze Sławna, na "wielkich łowach" po raz drugi. Jego kolega ze Szczecinka, Julian, na spotkaniu skautów pojawił się po raz pierwszy. Bo właśnie w Ustce po raz pierwszy odbyła się zbiórka szczecineckich wilczków. Skautingiem zaraził go wujek. I mówi, że na prawdę warto. - Chociażby ze względu na bunkry - uśmiecha się.
Usteckie bunkry były jednym z elementów spotkania. - Wilczki wypytywały o wszystko, co się da - o granaty, haubice. Strasznie ich to wciągnęło - relacjonuje Paweł Falkowski, akela sławskiej gromady. To właśnie na bunkrach wilczki ułożyły wielkie, żywe serce z okazji Dnia Mamy.
Ale "wielkie łowy" to nie tylko zwiedzanie i zabawa. To także obowiązki. - Musimy samemu wiele zrobić, na przykład posprzątać po śniadaniu - mówi Igor podczas mycia menażki. Po obiedzie nie posprząta za niego mama ani tata. Trzeba wykazać się odpowiedzialnością. - Tu jest wszystko to, co kształtuje młodego człowieka - historia, przywiązanie do lokalnej ojczyzny, sprawność i fizyczność - tłumaczy kołobrzeski akela.
Jest też element związany z wiarą. - Patronem naszego spotkania jest św. Ojciec Pio. Dlatego zaprosiliśmy na "łowy" kleryka Piotra z Koszalina. Opowiedział nam o swoim powołaniu oraz o tym, jak porzucił piłkarską karierę na rzecz życia kapłańskiego. Bo dwie trzecie z nas to piłkarze - śmieje się Adam Kościelny.
Tegoroczne "wielkie łowy" były największe w historii. Jego uczestnicy deklarują, że wyjadą na kolejne. Dlaczego? - Bo rozwijamy się - mówią zgodnie.