Centralna świątynia w Słupsku przypomina pacjenta szpitala. Obandażowano część elewacji i trwa walka o zdrowie.
Wszystko po to, aby utrzymać w dobrym stanie sędziwą świątynię.
Przez kilka miesięcy trwało przywracanie blasku we wnętrzu kościoła Mariackiego w Słupsku. Gdy tylko prace zakończyły się, ci sami fachowcy przeszli na prawą część świątyni. Ale już nie w ramach unijnego projektu, ale jako pilna interwencja.
- To wszystko tylko chyba Duch Święty trzymał - mówi Janusz Kazimierski, szef firmy pracującej przy słupskim kościele. Jego współpracownik, a zarazem syn - Grzegorz pokazuje filmik, na którym widać bujające się wieżyczki.
Gdy tylko okazało się jak poważna jest sytuacja, Wojewódzki Konserwator Zabytków zlecił prace. Na rusztowania weszli fachowcy, którzy zaopiekowali się blisko 30 wieżyczkami.
- Tak właściwie chodziło o wymianę całego krenelaża, czyli wszystkich elementów zewnętrznych nawy bocznej - tłumaczy Grzegorz Kazimierski, wskazując z dołu zakres robót.
Wypłukane cegły, zniszczona spoina, elementy, które ledwo trzymają się całości - tak można określić to, co zastali pracownicy na dachu świątyni.
Wyzwań nie brakuje, bo żeby utrzymać historyczny rys budowli, trzeba było odzyskiwać cegły.
Na razie nie wiadomo kiedy remont się zakończy. - Musimy dostosować się do rytmu życia parafii. A poza tym wszystko musimy robić ręcznie. I musimy wszystko ustalać z panią konserwator. M.in. wygląd spoin. To wszystko musi mieć wygląd jak za naszych pradziadów - mówi Grzegorz Kazimierski.
Największe wyzwanie? Okazuje się, że zdobycie cegły. Jest siedem, a może osiem rodzajów cegieł użytych przy budowie wieżyczek. Niestety takich nie produkują cegielnie z północy Polski.
- Musieliśmy docinać jedną kształtkę nawet w czterech płaszczyznach, żeby to dobrze i naturalnie wyglądało - wyjaśnia kierownik robót.