Nowy numer 22/2023 Archiwum

Twardziele!

Na świecie jest ich blisko 2,5 miliona. W Polsce – 45 tys. Walczą nie tylko z chorobą. Wiedzą, że sami muszą być twardzi, żeby do końca nie ulec... stwardnieniu.

– Ja zawsze mówię moim pacjentom, że jeśli choroba jest bez sensu, to nie ma się do czego odnieść. Jeśli natomiast widzimy w cierpieniu sens, wtedy w chorobie można nawet wzrastać – twierdzi doktor Kowalewski. Lekarz zwraca uwagę na znany w psychologii termin post traumatic growth (PTG). Dla niego osobiście, nieodzowną rolę w takim podejściu ma żywa wiara w Boga. Między innymi dlatego patronem centrum został Jan Paweł II. – To, co on mówił o cierpieniu, wpisuje się w naszą filozofię – deklaruje neurolog.

Inna perspektywa

Arkadiusz Rogalski mówi pół żartem, pół serio: – Mam 194 cm wzrostu. Kiedy w końcu usiadłem na wózku, faktycznie, widzę wszystko z innej perspektywy. O co dokładnie chodzi w zmianie widzenia, którą potrafi wywołać choroba, wyjaśnia Magdalena Brocka. Jej słowa mogą zaskakiwać. – Bardzo się cieszę, że zachorowałam. Byłam wcześniej zupełnie innym człowiekiem – pracoholiczką z korporacji. Nie znosiłam ludzi i siebie. Zmieniło się moje myślenie i podejście do życia. Bardziej mi zależy na kontakcie z ludźmi. Zaczęłam też trochę bardziej myśleć o sobie, a nie spełniać tylko oczekiwania innych. Paradoksalnie, żyję teraz pełniej. Byłam nieszczęśliwa, chodząc wszędzie, gdzie chciałam. Teraz nie mogę chodzić, męczę się po 100 metrach, ale jestem szczęśliwa. Szczęście to stan w głowie – mówi chora. – Już się nigdzie nie śpieszę. Absolutnie – dodaje Arkadiusz Rogalski.

Na dobre i na złe

Mówiąc o roli rodziny w pozytywnym nastawieniu do życia u chorych na SM, dyrektor borneńskiego centrum sygnalizuje problem małżeńskich dezercji. – Nie prowadzimy statystyk, ale mogę powiedzieć, że u naszych pacjentów rozpad związku następuje często – podaje Marek Kowalewski. Niestety, nie każdy jest w stanie udźwignąć zmiany, które przynosi choroba. Małżeństwo Danuty Ławniczak jest przykładem pięknej realizacji słów przysięgi sprzed ołtarza. Kobieta mówi o nieodzownej roli tzw. asystenta osoby niepełnosprawnej: – Idziemy na spacer, na zakupy, do urzędu. Taki ktoś jest bardzo pomocny. Dodaje jednak: – Mój mąż jest na pierwszym miejscu. To mój codzienny opiekun. Moje wsparcie to on. Jesteśmy razem już ponad 40 lat. Danuta Ławniczak mówi też o czymś, o czym chorzy mogą nieraz zapomnieć. Wskazuje na postawę, której brak może być jedną z przyczyn załamania u współmałżonka. – Nie jest mu łatwo. Dwa razy w roku wyjeżdżam na miesiąc, żeby on odpoczął ode mnie. Tak, on potrzebuje odpoczynku, także ode mnie. Dziękuję mu, że jest.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast