Bawią się z dziećmi, rozmawiają z dorosłymi. Stukają do wszystkich drzwi i błogosławią. Czasami na podwórku czyhają na nich niebezpieczeństwa, częściej za furtką znajdują spragnionych Dobrej Nowiny mieszkańców.
Tu nie rozpieszcza wachlarz ewangelizacyjnych ofert jak w mieście, nieczęsto jest okazja do dłuższej rozmowy. Posługującemu na wsi kapłanowi napięty niedzielny grafik rzadko pozwala na coś więcej, niż zadbanie o życie sakramentalne parafian. – Od lat prowadzimy systematyczną ewangelizację środowisk wiejskich. Chodzi o docieranie do miejsc, w których ludzie potrzebują przebudzenia w wierze, doświadczenia spotkania z Bogiem żywym, rozmów o wierze, a także dodania odwagi i nadziei – wyjaśnia ks. Radosław Siwiński, inicjator i koordynator tych swoistych misji świętych na wsiach. Akcja, choć nie kusi ewangelizacyjnymi fajerwerkami, daje efekty. – Trudny jest pierwszy moment, bo nie wszyscy rozumieją, po co przychodzimy. Ale to, co zaczyna się od zaskoczenia, często przeradza się w wiele ciekawych rozmów, bywa, że kończących się spowiedzią. Doświadczamy, jak Jezus otwiera ludzi i działa w ich sercach – mówi ks. Kamil Sobiech z sąsiedniej diecezji pelplińskiej. Co roku stara się przyjechać na ewangelizację wsi choć na kilka dni. Przyznaje, że tu ewangelizator musi być gotowy na wszystko. – W Ewangelii jest napisane, że nawet węże i skorpiony nie zaszkodzą... – śmieje się ks. Kamil. O rzucających się do nogawek psach jednak nic ma, a i to może spotkać głoszących po wiejskich obejściach. – Trochę lęku zostaje, ale przecież i taki pies może stać się pretekstem do dłuższej rozmowy – dodaje, mężnie ruszając do kolejnych domów w Żółtnicy, filii parafii w Gwdzie Wielkiej, do której w tym roku przybyli w lipcu ewangelizatorzy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.