Raz do roku darłowski rynek zalewają fale Morza Miłości. Porywają mieszkańców i turystów do zabawy i pomagania hospicjum.
Pierogi czy zupa rybna? Chleb ze smalcem czy wypieki prosto z pieców najlepszych miejscowych gospodyń? Nawet najbardziej wybredne podniebienia mogły znaleźć na darłowskim rynku coś dla siebie. Były też występy artystyczne i loteria, w której wygrać można było nawet telewizor, ale także vouchery do lokalnych restauracji czy zakładów usługowych. Wszystko w szczytnym celu. Po raz szósty mieszkańcy Darłowa i okolic pokazali, że Dom Hospicyjno-Opiekuńczy Caritas jest dla nich ważnym miejscem.
- Nie trzeba nikogo specjalnie namawiać ani przekonywać. Nie brakuje nam ani wystawców, ani wolontariuszy, ani uczestników. Z jednej strony ludzie widzą, jak bardzo potrzebne jest hospicjum, z drugiej - przekonują się, że ofiarowane przez nich pieniądze nie poszły na marne - cieszy się Joanna Klimowicz, prezes Fundacji „Morze Miłości”, której celem jest wspieranie placówki.
A to należy w Darłowie do dobrego tonu. W przygotowywanie akcji włączają się przedsiębiorcy, usługodawcy, instytucje i samorządy, a także wolontariusze.
- Kiedy tylko mamy czas i możemy się do czegoś przydać, przyjeżdżamy do hospicjum. Pomagamy w prostych rzeczach, myjemy okna albo po prostu odwiedzamy pacjentów, rozmawiamy z nimi, jesteśmy obok - mówi Danuta Gabryś, prezes Akcji Katolickiej z pobliskiego Warszkowa, która razem z koleżankami przywiozła świeżą dostawę ciast na kiermasz.
W tym roku głównym celem jest zakup wyposażenia dla powstającej nowej części hospicjum. Joanna Klimowicz jest przekonana, że znacznie ważniejsze niż zbierane fundusze jest to, że udaje się zmieniać ludzkie myślenie.
- Pieniądze zawsze są potrzebne, ale istotne jest to, że ludzie się angażują w działanie na rzecz hospicjum. Każdy dzieli się tym, co umie i co ma, bo przekonuje się, że hospicjum to nasza wspólna sprawa - dodaje pani prezes.
W ubiegłym roku dzięki festynowi „Morze Miłości” konto placówki wzbogaciło się o blisko 17 tys. zł.