Dwa wieki temu z naszych lasów zniknęli bartnicy. Razem z nimi niemal całkiem przepadły leśne pszczoły. Jest jednak szansa, że między pomorskimi sosnami znów będzie można usłyszeć miododajne bzyczenie.
- To efekt działalności wielu pokoleń. Znikał starodrzew, znikały i stare chaty drewniane. Niedaleko mnie pszczoły spłonęły razem ze starą leśniczówką, w której mieszkały przez ostatnie sto lat - mówi Tadeusz Lewandowski.
- Na szczęście coraz więcej jest drzewostanów, które mogłyby się spodobać pszczołom. Jeśli dołożymy do tego kłody bartne, w których pszczoły mogłyby zamieszkać, to wymierny efekt szybko da się zobaczyć - zapewnia karnieszewicki nadleśniczy.
Dzięki przygotowywanemu projektowi do podkoszalińskich lasów mają powrócić dzikie pszczoły. A razem z nimi tradycje bartne.
- Nie jesteśmy jedyni w naszej Regionalnej Dyrekcji Lasów. Pszczołami zainteresowało się wcześniej nadleśnictwo Drawsko Pomorskie i z tego, co wiem, mają już zasiedlone przez pszczoły kłody bartne. Ja mam nadzieję zarazić pomysłem kilku sąsiednich nadleśniczych, żebyśmy stworzyli taką grupę pracowników wspólnie pracujących nad projektem - wyjaśnia Tadeusz Lewandowski.
Najpierw jednak warto postawić na wiedzę, stąd też pomysł, by w karnieszewickim Arboretum zorganizować Dzień Pszczół, podczas którego nie tylko najmłodsi będą mogli dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy.
Gdy Rafał Liśkiewicz mówi o październikowej kleczbie czy nieodzownej do dziania pierzchni, w mało którym oku można dostrzec błysk zrozumienia. A jeszcze dwieście lat temu terminy te były w powszechnym użyciu.
- Zajmuję się tym od 6 lat. Pokazuję, z czego Polska przed wiekami słynęła. Reaktywujemy to rzemiosło i chcemy, żeby pszczoły wróciły do lasów - opowiada bartnik z Kolska.
Na pytanie: „Gdzie kończy się pszczelarstwo a zaczyna bartnictwo?” odpowiedź jest prosta: „Mniej więcej
Nie tylko najmłodsi z otwartymi buziami patrzyli, jak lubuski bartnik ze sprawnością niedźwiedzia wdrapywał się na gładki pień. Za jedyną asekurację służyły mu konopne liny (leziwo) i siła własnych mięśni.
Leziwo to nie jedyne specyficzne narzędzie związane z bartnictwem. Jest jeszcze pierzchnia do dziania barci, cieślica pogłębiająca otwór albo skobliczek do równania i gładzenia ścian. Jest i tajemnicza kleczba...
- ...czyli leśne miodobranie odbywające się jesienią - wyjaśnia z uśmiechem Rafał Liśkiewicz.
W kodeksie prawa bartnego spisanego w 1616 r. przez starostę łomżyńskiego Stefana Skorodzkiego kleczbę można było rozpocząć od wigilii święta Narodzin Maryi Panny, czyli 6 września. Nawet jeden dzień mógł kosztować życie albo przynajmniej utratę ręki. Prawo bartne traktowało wybierających miód przed wyznaczonym terminem jak złodziei, nawet jeśli podbierali miód ze swoich barci.
W karnieszewickim Arboretum można było także dowiedzieć się wielu ciekawostek o życiu pszczół, poznać miododajne rośliny i zobaczyć, jak dzisiaj powstają kłody bartne. Lokalni leśnicy przygotowywali je pod okiem kolegów z Augustowa, którym kilka lat temu z powodzeniem udało się przywrócić pszczoły w swoich lasach.
Na pierwszą kleczbę w pomorskich lasach pewnie trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.
- Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to w przyszłym roku nasze kłody powinny być zasiedlone. Pewnie przez jakiś czas jeszcze nie spróbujemy tego dzikiego miodu, ale dzikie bzyczenie będzie już można w lesie usłyszeć - zapewnia Tadeusz Lewandowski.
Więcej o leśnych pszczołach i projekcie pomorskich leśników w numerze 33. "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".