W Kobylnicy wystartował Festiwal Nowego Folkloru "Miasto-Wieś". Impreza chce zbliżać miasto z wsią, pokazując, jak przenika się ich kultura.
Czy na letniej scenie jest miejsce na kolejny festiwal? Pomysłodawca przekonuje, że tak, bo żyjąc w mieście, czasem zatracamy poczucie granic. Gdzie zaczyna się pobliska wioska, będąca właściwie sypialnią miasta, a gdzie kończy miasto? - Tak jest właśnie między Kobylnicą a Słupskiem. Granica między nimi przebiega zaledwie kilometr stąd. Mamy wspólną sieć wodociągową, komunikację miejską, w wielu dziedzinach tworzymy jeden obszar metropolitalny - wymienia M. Brokos. - Również nasze codzienne życie bardzo się przenika: mieszkamy na wsi, pracujemy w mieście lub odwrotnie, robimy po sąsiedzku zakupy. To samo dzieje się z kulturą, z naszymi zwyczajami. Idea festiwalu pokazuje, jak bardzo to wszystko miesza się ze sobą.
- Mówi się: "a kiedyś to bywało" i żałuje się tego, co odeszło w zapomnienie. Ale może to nie odeszło, tylko się przetworzyło? Istnieje nadal, ale przybrało raczej nową formę? - dodaje. - Miasto rozlewa się na wieś, przynosząc jej swoją kulturę, a czasem także wieś swoją kulturą inspiruje miasto.
Tym bardziej, że właśnie kultura jest uprzywilejowanym obszarem, którym wieś może zwrócić na siebie uwagę mieszczan. Tak dzieje się w niektórych gminnych ośrodkach kultury, gdzie na niewielkich scenach lub w świetlicach można z bliska zobaczyć znanych wykonawców, oglądając występy w niewielkim gronie. Doceniły to wokalistki Tulii, które nawiązywały w ulewnym deszczu rozmowę z publicznością zgromadzoną pod polową sceną i zdumiewając się jej wytrwałością, uznały, że aplauz w Kobylnicy jest lepszy niż w... Opolu.
Tulii towarzyszą muzycy dodający do białego śpiewu rockowe instrumentarium Katarzyna Matejek /Foto Gość