2 września po raz trzeci z Domu Miłosierdzia Bożego wyruszyli ewangelizatorzy na rowerach. Orędzie Bożego Miłosierdzia będą głosić na drogach, przy krzyżach, kapliczkach, w kościołach.
Karawana liczy 8 osób; grupa będzie rosła, ponieważ niektóre osoby dołączą do ekipy w kolejnych dniach.
Po specjalnym błogosławieństwie udzielonym na zakończenie Mszy św. sprawowanej w kaplicy Domu Miłosierdzia Bożego, karawana wyruszyła w kierunku Góry Chełmskiej i leżącej za nią wioski Kłos. To jeden z 8 kierunków, którzy uczestnicy wyprawy wrzucili wczoraj wieczorem na modlitwie jako losy.
Wszystkim, których napotkają na drodze, chcą głosić hasło: "Jezu ufam Tobie". Będą to mogli usłyszeć nie tylko ci, którzy spotkają ich modlących się na rozstajach dróg czy pod krzyżami w mijanych miejscowościach, ale wszyscy, którzy ich będą mijać, ponieważ ekipa wiezie ze sobą duży obraz Jezusa Miłosiernego.
- Będą to orędzie głosić na drogach, przy krzyżach, kapliczkach, w kościołach. Dzwonami w wioskach będą wzywać mieszkańców do modlitwy, a potem mówić im o Bożym miłosierdziu. Idą i głoszą, i nie wiemy kiedy wrócą - podkreśla ks. Siwiński, dyrektor Domu Miłosierdzia Bożego i pomysłodawca akcji, pokazując w ten sposób, że idea karawany polega na poddaniu się Bożemu scenariuszowi.
- Wyruszają na drogi naszej diecezji, posłani przez biskupa Edwarda, aby jechać nie mając zupełnie nic. Idą głosić Jezusa, okrasić Bogiem żywym cierpienia ludzi utrudzonych. I tym nas zawstydzają, że wszystko składają w ręce Boga. - dodał ks. Siwiński.
Dla Małgorzaty Łopackiej to już trzecia taka wyprawa. - Idziemy do ludzi z orędziem miłosierdzia Bożego, powiedzieć im, że Bóg żyje, że jest miłością i że nie ma sytuacji bez wyjścia, bo On może wyciągnąć człowieka z każdego dna.
Chociaż dotąd nie zdarzyło się, żeby uczestnicy karawany nie mieli gdzie spać lub co jeść, to jednak Małgosia przyznaje, że nie jest łatwo przestawić się na taki sposób myślenia, w którym wszystko, nawet najmniejsze szczegóły, powierza się Opatrzności Bożej.
- Obudziłam się dziś z myślą: "ciekawe, czy będziemy mieli nocleg?" - wyjawia Małgosia. - To ludzka obawa, zawsze takie myśli się odzywają. Ale wiem, że w trakcie te myśli się rozwieją, bo zawsze na początku jest ten mały strach. Ale potem to odchodzi, gdy widzę, że dzięki Bogu absolutnie o nic nie muszę się martwić.
- Mamy już doświadczenie dwóch poprzednich edycji, dlatego wiemy, że Pan Bóg daje nam wszystko, czego potrzebujemy. Niczego nam nie brakuje, nie śpimy pod gołym niebem - mówi ewangelizatorka. - Jedziemy bez niczego, zabraliśmy wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy jak skarpetki czy szczoteczka do zębów. Nie bierzemy pieniędzy, ani nie zabezpieczamy wcześniej noclegów.