Najlepsza szkoła w mieście? Bardziej nas cieszy, że nasi absolwenci dobrze żyją. Szczecinecki "katolik" świętuje 20-lecie istnienia.
Na lekcjach w katoliku nie jest łatwo. Wie to cały Szczecinek. To nie tylko nieliczne klasy (6–16 uczniów) czy częste sprawdzanie wiedzy (średnia ocen wyciągana jest na koniec każdego miesiąca, a semestr kończy sesja). To także, jak wyjaśnia wicedyrektor Teresa Bartoszko, żelazna konsekwencja w dotrzymywaniu umowy między uczniem a szkołą – jeśli uzyska średnią poniżej 3,5 w końcu musi się ze szkołą pożegnać. I nie chodzi tylko o budowanie statystyk, jak stuprocentowa zdawalność matury czy dobre wyniki podczas rekrutacji na uczelnie wyższe. Ale przede wszystkim o rozmowę – zarówno z uczniem, jak z jego rodzicami. – Mamy twarde regulaminy i jeśli trzeba, to rozstajemy się z uczniem. Nie boimy się tego.
Ale jest jedna rzecz, w której Teresa Bartoszko, nauczycielka matematyki, czasem się myli. – Gdy systematyczny uczeń osiąga z pracy klasowej ocenę wyższą, niż ta, na którą ja go oceniłam. To sprawia mi tak niesamowitą radość, że trzymam się tego zawodu od 42 lat – powiedziała.
Radosław Orłowski, którego czworo dzieci już ukończyło szczecineckie prywatne liceum, nie krzywi się na żelazny regulamin szkoły. – Wyzwaniem dla moich dzieci było to, że każdy semestr kończy sesja egzaminacyjna. Ale to nie jest tylko kwestia stresu. Niepowodzenie to powód, by rodzice, nauczyciele porozmawiali z dzieckiem. I przekonali je, dlaczego warto włożyć wysiłek w naukę, wykazać się przed wybranym gronem – powiedział. – Młody człowiek, gdy wejdzie w dorosłe życie, co rusz będzie się zderzał z sytuacją, że będzie oceniany: przez pracodawcę, klienta, rynek. Warto go do tego przygotować.