Tłumy wiernych pożegnały śp. ks. prał. Jana Guzowskiego, emerytowanego proboszcza parafii pw. Chrystusa Króla w Biesiekierzu.
Wielu z tych, którzy przybyli, by prosić o niebo dla ks. Jana, nie zmieściło się w niewielkim kościele parafialnym. Śledzili przebieg uroczystości na ustawionym na zewnątrz świątyni telebimie. Liczne przybycie parafian na wspólną modlitwę było odpowiedzią na prawie cztery, pełne życzliwości i pasterskiej miłości, dekady posługi ks. Jana w biesiekierskiej wspólnocie.
Do białego kościoła w podkoszalińskiej wsi przyjechał w listopadzie 1980 r. Najpierw jako wikariusz zarządca, potem jako proboszcz duszpasterzował w nim przez kolejne 28 lat, do czasu, aż choroba zmusiła go do przejścia na emeryturę. Ale i wówczas nie chciał opuścić swojej wspólnoty. Pozostał na biesiekierskiej plebanii, doglądany przez swojego następcę przez dekadę, do śmierci w poniedziałkowy ranek 24 września.
- Jak litanię powtarzał: "Najważniejsza jest wieczność". Żegnamy człowieka, którego pielgrzymkę mierzoną czasem zamknąć można w 74 latach życia i 48 kapłaństwa. Ale jest też czas, który mierzy się miłością do Boga i do człowieka. O tym wiemy tylko tyle, co zdołaliśmy poznać. Dzisiaj, dziękując za miłość, za posługę w tej diecezji, prosimy, by Pan przygarnął naszego brata z miłością największą - mówił przewodniczący uroczystościom bp Edward Dajczak.
- Odznaczał się autorytetem mądrej dobroci. Takiego go wszyscy zapamiętaliśmy. Trzeba podkreślić, że był wychowawcą i przyjacielem wszystkich swoich księży współpracowników - sami to bardzo często zauważali. Równoznaczna z pomocą udzielaną ludziom była dla niego posługa sakramentalna - tak pojmował swoje kapłaństwo. Był człowiekiem na wskroś kościelnym: pogodnym, dobrym, kochającym. Kochał swoją parafię i w testamencie zaznaczył, że chce być tutaj pochowany - mówił ks. prał. Marian Subocz, przypominając drogę życia i kapłańskiej posługi zmarłego.
W ostatniej drodze ks. Janowi towarzyszyli także strażacy ochotnicy Karolina Pawłowska /Foto Gość Wielu z towarzyszących ks. Janowi w ostatniej drodze mówi krótko: "Dobry ksiądz, wspaniały człowiek".
- Byłeś nie tylko kapłanem, ale też dobrym człowiekiem, o sercu pełnym wrażliwości i oddania. Byłeś naszym nauczycielem, a uczyłeś nas najtrudniejszego przedmiotu - życia. Uczyłeś nas pracy dla dobra wspólnego, zawsze byłeś tam, gdzie trzeba było ją inicjować - mówił Andrzej Leśniewicz, wójt gminy Biesiekierz. - Nasza społeczność miała wielkie szczęście, bo miała człowieka, który odcisnął na niej piętno dobroci, życzliwości i ofiarnej pracy dla drugiego człowieka. Pozostaniesz dla nas autorytetem, a my postaramy się kontynuować twoje szlachetne dzieło. Pozostaniesz w naszej pamięci dobrym kapłanem, człowiekiem wielkiego formatu. Chylimy przed tobą czoła. Spoczywaj w pokoju, Janie, nasz dobry pasterzu.
Ksiądz Zbigniew Kukiel, biesiekierski proboszcz, następca ks. Jana, żegnał go słowami miejscowego poety Zygmunta Królaka. - "Drogi księże Janie, możesz spać spokojnie/ To, co tu zostawiasz, wygra walkę z czasem/ Nasiona drzew, które wiatr przewrócił/ Wypuszczą korzenie i staną się lasem/ To najlepszy spadek, to najlepsze wiano/ Jakie kapłan może zostawić po sobie/ - Drogę do zbawienia oczyścić z kamieni/ Za cichą modlitwę szeptaną przy grobie" - czytał, z trudem kryjąc wzruszenie.